„Sęp kasztanowaty to rzeczywiście duża rzadkość” – powiedział w rozmowie ze stołecznym wydaniem internetowym „Gazety Wyborczej” ornitolog i dyrektor warszawskiego zoo Andrzej Kruszewicz. Odniósł się tym samym do doniesień o sępie, którego zaobserwowano pod Warszawą.
Ptaka zaobserwował hobbysta
Niezwykle nietypowego jak na polskie warunki padlinożercę zaobserwował pan Tomasz Jajko, hobbysta który lubi obserwować ptaki. Sępa wypatrzył przez lornetkę w trakcie spaceru na Wyspach Świderskich.
Mężczyzna przyznał, że lubi spacerować po rezerwacie położonym u południowych granic stolicy. Dodał, że prędzej spodziewałby się w tym momencie spotkać zimorodka niż sępa. W rozmowie z „Wyborczą” podkreślił, że nigdy jeszcze nie spotkał takiego okazu ptaka w tym miejscu. Sęp siedział na jednej z łach, otoczony przez wrony.
Pan Tomasz zaskoczony widokiem, zrobił ptakowi zdjęcie i zamieścił na grupie Identyfikacja Ptaków w celu potwierdzenia. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, że udało mu się zaobserwować prawdziwego sępa.
Koledzy „po fachu” potwierdzili jego obserwację. Rzeczywiście nad Wisłą pojawił się sęp kasztanowaty. Rozpiętość skrzydeł tego ptaka może sięgać prawie trzech metrów. Występuje przede wszystkim w Azji, a w Europie widywany jest jedynie w niektórych południowych regionach Hiszpanii.
Sępa bacznie oglądały też wrony
Obserwator dodał, że sępowi przyglądał się nie tylko on sam, ale i grupa wron. Nie odstępowały ptaka na krok i cały czas prowadziły czujne obserwacje.
Zdaniem cytowanego dyrektora warszawskiego zoo, wycieczka sępa nad Wisłę mogła być efektem niezwykłych upałów, jakie miały miejsce w ubiegłym tygodniu. Ptaki te korzystają z prądów ciepłego powietrza i mogą lecieć nawet kilkanaście godzin w ciągu dnia. To oznacza, że do Polski sęp mógł dolecieć w zaledwie dwa dni.
Za: warszawa.wyborcza.pl