Gdynia: Ekopatrol uratował ranną sowę, która zderzyła się z szybą

Uszatka

Ekopatrol Straży Miejskiej w Gdyni uratował sowę, która w poprzednim tygodniu zderzyła się z szybą Centrum Handlowego Batory. Ranna uszatka został przetransportowana do lecznicy weterynaryjnej, gdzie obecnie przechodzi rehabilitację.

Sowa uszata wleciała w szybę Centrum Handlowego Batory w Gdyni, po czym oszołomiona siedziała przy wejściu do galerii. Ptak mógł liczyć jednak na pomoc przechodniów, którzy zdziwieni obecnością niecodziennego gościa postanowili powiadomić odpowiednie służby.

Na miejsce przybyli funkcjonariusze Ekopatrolu Straży Miejskiej, którzy zabezpieczyli, a następnie przewieźli ranne zwierzę do szpitala dla zwierząt na Dąbrowie. Na miejscu okazało się, że sowa ma złamane skrzydło. Pracownicy lecznicy uspokajają jednak, że rehabilitacja przebiega pomyślnie i ptak niebawem wróci na wolność.

Ptaki uderzające w szybę są powszechnym zjawiskiem

Zdarzenie z Gdyni nie jest czymś niezwykłym i od lat stanowi przedmiot badań naukowców. Do podobnych wypadków dochodzi przez cały rok i najczęściej jest spowodowany tzw. „efektem lustra”. W szybie odbijają się drzewa bądź niebo co sprawia, że staje się pułapką dla ptaków. Do kolizji przyczynia się też przejrzystość szkła. Zwierzę widzi miejsce, w którym może np. odpocząć, aczkolwiek nie dostrzega przeszkody dzielącej go od celu.

Sowa uszata, znana również jako uszatka lub uszatka zwyczajna (Asio otus), to drapieżny ptak będący przedstawicielem rodziny puszczykowatych. Nazwa wywodzi się od charakterystycznych piór na głowie, przypominającym uszy. Jego dieta opiera się gównie na gryzoniach takich jak: myszy czy nornik.

Byk i jałówka odnalezione po ośmiu miesiącach poszukiwań

Jalowka

Po kilku miesiącach poszukiwań w niedzielę 30 maja odnaleziono byka i jałówkę, które we wrześniu uciekły z jednego z gospodarstw we wsi Gościewicz (woj. mazowieckie). Zwierzęta błąkały się po lasach, jednak niedawno zostały zauważone w sąsiedniej wsi.

Zwierzęta we wrześniu postanowiły opuścić gospodarstwo zlokalizowane we wsi Gościewicz. Wspomina Wiesław Gąska, wójt gminy Borowie:

„Tego dnia wolność wybrało pięć zwierząt. Trójkę udało się złapać od razu, a dwójka zaczęła błąkać się po lasach”.

Przytoczona dwójka uciekinierów to byk i jałówka. W kilkumiesięczne poszukiwania było zaangażowanych mnóstwo osób. Zwierzęta były widziane w sąsiednich wsiach, a samorządy wydawały stosowne komunikaty. Niestety działania okazywały się bezskuteczne aż do ostatniej niedzieli.

Uciekinierzy odnalezieni w sąsiedniej wsi

W celu odłowu zaginionych osobników zatrudniono specjalistyczną firmę. Jak podkreśla wójt dłuższe przebywanie poza gospodarstwem mogłoby negatywnie wpłynąć na zachowanie byka i jałówki:

„Może było to trochę na wyrost, ale lepiej dmuchać na zimne. Po tak długim okresie poza gospodarstwem zwierzęta rzeczywiście mogły nabrać zachowań charakterystycznych dla dzikich zwierząt. Przez co nie można było wykluczyć, że w sytuacji na przykład zagrożenia mogły być agresywne wobec ludzi”.

Ostatecznie 30 maja zwierzęta zostały odnalezione nieopodal wsi Łopacianka, gdy przychodziły do pasących się tam krów:

„W ostatnim czasie widziano je, jak przychodziły do krów pasących się przy wsi Łopacianka. Tutaj też nie dało się ich złapać, ale jednak wracały na to miejsce. Wynajęliśmy więc specjalistyczną firmę, która dokonał odłowu. Zwierzęta były tak silne, że ledwo dało się je uśpić. Trzeba było do nich strzelić środkiem usypiającym po dwa razy” – opowiada Wiesław Gąska.

Byk i jałówka zostały przetransportowane do gospodarstwa, gdzie będą oczekiwać potomstwa.

Rodzina bocianów czarnych w komplecie. Ostatnie pisklę przyszło na świat

lasy państwowe

W gnieździe bocianów czarnych w nadleśnictwie łódzkim przyszło już na świat ostatnie piskląt. Cała rodzina ptaków jest już w komplecie – wykluły się łącznie cztery pisklęta.

Pierwsze z piskląt przyszło na świat 19 maja

Szczęśliwymi rodzicami są Fermina II i Florentino. Jaja Fermina złożyła już w połowie kwietnia, a wysiadywanie jaj przez ptaki trwało prawie 40 dni. Pierwsze z piskląt pojawiło się na świecie już 19 maja, ostatnie sześć dni później.

Ptaki można podglądać dzięki zamontowanemu w gnieździe monitoringowi. Transmisja prowadzona jest przez Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych w Łodzi i Wydział Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego.

Ptaki te mieszkają na dębie, na który samiec przybył 11 kwietnia. Przez kilka dni samotnie oczekiwał swojej partnerki w gnieździe.

Bociany cały czas poświęcają pisklętom

Jak informują Lasy państwowe na swojej stronie internetowe, szczęśliwi rodzice zajmują się teraz pielęgnowaniem młodych. Masują ich brzuchy, czyszczą pióra i przede wszystkim karmią.

Wszystko to można obserwować w bezpieczny dla ptaków sposób dzięki wspomnianej kamerze umieszczonej w gnieździe. Zaobserwowanie karmienia nie będzie trudne – malce dostają jeść co najmniej 10, a nawet do 14 razy dziennie.

Lasy Państwowe przypominają też, że obserwacja bocianów czarnych w naturze nie jest taka prosta. Nie wolno zbliżać się do jego gniazd. Nie powinniśmy też płoszyć tych zwierząt. Oglądanie bocianów czarnych przez kamerę to co prawda nie to samo, co w naturze, jednak pozwala nie przeszkadzać ptakom.

Za: Lasy.gov.pl

Płonie kontenerowiec. Na plaże Sri Lanki wyrzucane są martwe zwierzęta

kontenerowiec

Wybuchł pożar na zakotwiczonym około 18 kilometrów na północny zachód od stolicy Sri Lanki kontenerze. Wyspie grozi największa katastrofa ekologiczna w jej historii. Na brzeg wyrzucane już są martwe zwierzęta.

Tony trujących substancji na płonącym kontenerowcu

Wspomniany kontenerowiec X-Press Pearl przewozi chemikalia. Pożar wybuchł na nim 20 maja, a marynarka wojenna Sri Lanki i indyjska straż przybrzeżna od 10 dni usiłują go ugasić. Ewakuowana została cała 25-osobowa załoga. Pracę strażakom utrudnia monsunowy wiatr i niezwykle łatwopalny oraz trujący ładunek.

Na pokładzie kontenerowca znajduje się 25 ton kwasu azotowego, wodorotlenku sodu i innych substancji. Ponadto jest to 28 pojemników z surowcami do produkcji worków foliowych – informuje w depeszy Polska Agencja Prasowa.

Władze przekonują, że najgorszą część pożaru udało się ugasić, jednak cały czas słyszane są eksplozje i widoczny jest ciemny dym. Bardzo możliwe, że wyciek chemikaliów już spowodował szkody na wybrzeżu Sri Lanki.

Mikroplastik na plaży

Na plaży widoczny jest już mikroplastik, a na oceanie widać plamy ropy. Dla zwierząt obie substancje są śmiertelnie groźne. Na plaże wypływają już martwe żółwie czy ryby. Tysiące żołnierzy marynarki wojennej wysłano już do sprzątania plaż.

Mieszkańcom zakazano dotykania szczątków, które wyrzucane są na brzeg. Podkreślano, że są one wysoce toksyczne. Zapowiedziano już wszczęcie dochodzenia w sprawie przyczyn katastrofy.

Za: PAP

Populacja żarłacza białego w ciągu ostatniej dekady wzrosła o 30%

Rekin

Uczeni ze Stanów Zjednoczonych potwierdzają, że w ciągu ostatniej dekady populacja żarłacza białego zamieszkującego tzw. Czerwony Trójkąt pomiędzy Monterey Bay, Wyspami Farallońskimi i Bodega Bay wzrosła o blisko 30%. Obecnie u wybrzeży Kalifornii pływa około 300 osobników.

Ponad 2500 godzin badań i obserwacji rekinów

Jeden z autorów badania oraz wykładowca na Oregon State University, Taylor Chapple wydał oświadczenie, w którym czytamy, że wzrost populacji żarłacza białego udało się zaobserwować dzięki wieloletniemu fotografowaniu oraz identyfikowaniu poszczególnych rekinów z grupy. Uczony wskazał również pozytywne aspekty tego odkrycia:

„Stan całego przybrzeżnego ekosystemu morskiego jest zależny od silnych populacji dużych drapieżników. Wnioski z naszych badań są więc dobrym prognostykiem nie tylko dla żarłaczy białych, ale też dla innych organizmów”

Same badania przeprowadzano w latach 2011-2019 na terytorium Monterey Bay, Wysp Farallońskich i Bodega Bay. W sumie fotografowie spędzili ponad 2500 godzin na uwiecznianiu tych rzadko spotykanych gatunków.

Płetwy niczym kod kreskowy

Zdjęcia wykonywano o różnych porach dnia zarówno nad, jak i pod wodą. Uczeni do zwabienia rekinów wykorzystywali również foki – jeden z przysmaków żarłaczy białych. Dzięki temu było możliwe klasyfikowanie poszczególnych osobników, poprzez ich charakterystyczne płetwy grzbietowe o czym mówi Taylor Chapple:

„Płetwy grzbietowe u rekinów są unikalne jak odcisk palca lub kod kreskowy. Dzięki tym informacjom byliśmy w stanie nie tylko oszacować liczebność populacji, ale też ustalić trend wzrostu w czasie”.

Żarłacze białe są wyjątkowymi łowcami, a ostre trójkątne zęby oraz umiejętność rozpędzenia się do ponad 50 km/h sprawiają, że budzą prawdziwy postrach. Dzięki ogromnej popularności serii „Szczęki” osobniki niesłusznie zostały potraktowane jako bestie polujące na ludzi. W rezultacie ludzie zaczęli coraz częściej polować na te zwierzęta.

Na Galapagos odnaleziono gatunek żółwia, którego nie widziano od ponad 100 lat. Potwierdziły to dwuletnie badania

Zolwie

W archipelagu Galapagos odnaleziono niezwykle rzadko spotykany gatunek żółwia, który po raz ostatni był widziany ponad 100 lat temu. Dorosła samica to osobnik należący do rodziny wielkich żółwi z Fernandiny (Chelonoidis phantasticus). Zwierzę otrzymało imię Fern.

Gad został już co prawda odnaleziony przez obserwatorów na początku 2019 roku, jednak dopiero szereg szczegółowych badań wykazało, że ten wyjątkowy okaz to Chelonoidis phantasticus. Z badań naukowców wynika, że zwierzę żyje wyłącznie na lądzie, a ich jedynym naturalnym środowiskiem jest bezludna wyspa Fernandina znajdująca się w archipelagu Galapagos.

Badacze planują kolejne poszukiwania przedstawicieli tego gatunku

Żółw z Fernandiny wyróżnia się swoją unikatowością, ale nie jest to jedyny czynnik, który czyni go niezwykłym. Przede wszystkim gatunek ten odznacza się charakterystyczną skorupą, która w porównaniu z innymi żółwiami jest zdecydowanie gładsza i ma siodłowaty kształt.

O występowaniu tego osobnika możemy przeczytać z opisów przeprowadzonych w 1906 roku przez Rollo Becka z Kalifornijskiej Akademii Nauk. Przez kolejne dekady jednak nie odnaleziono kolejnych przedstawicieli tego gatunku więc uznano je za wymarłe. Przełomem mogły okazać się analizy z lat 60. kiedy to odkryte ślady ugryzień oraz odchody mogły świadczyć o obecności żółwi z Fernandiny. Pozostały jednak tylko domysły, ponieważ samych stworzeń nie odnaleziono.

Fern została bezpiecznie przetransportowana do ośrodka badawczego na wyspie Santa Cruz. To niebywałe wydarzenie sprawiło, że badacze wraz z członkami Parku Narodowego Galapagos, planują kolejną wyprawę, która będzie miała na celu odnalezienie kolejnych przedstawicieli Chelonoidis phantasticus.

Śmiertelne niebezpieczeństwo dla zwierząt w Warszawie. Kolejne doniesienia o zatrutym jedzeniu

trucizna

Szokujące informacje docierają do nas ze stolicy. Okazuje się, że ktoś wypowiedział wojnę zwierzętom. Na trawnikach rozrzucane są zatrute kawałki jedzenia. Lokalne media apelują do właścicieli zwierząt o ostrożność w trakcie spacerów.

Trujące kapsułki

O sprawie informuje portal warszawa.naszemiasto.pl. Jak czytamy, wszystko zaczęło się na początku wiosny, kiedy to w wielu miejscach Warszawy odkryte zostały białe kapsułki. Zawiadomiono zarówno policję, jak i straż miejską. Pojawiały się też ostrzeżenia na grupach lokalnych, że połknięcie kapsułki przez psa może doprowadzić do konwulsji. Znajduje się w nich sól z chlorkiem do posypywania chodników.

Co więcej, w dzielnicy Włochy rozrzucone były kawałki mięsa z metalem w środku. Ostrzeżenia na ten temat pojawiły się na drzewach. Co istotne, o ile pies może zawsze liczyć na pomoc właściciela, tego typu pułapki będą niemal na pewno śmiertelne dla dzikich kotów czy dzików, które zapuszczają się coraz częściej na tereny miejskie.

Wrogowie zwierząt atakują w wielu dzielnicach

Wspomniany portal podkreśla, że podobne pułapki pojawiały się w wielu miejscach stolicy. Chodzi między innymi o okolice Stadionu Narodowego czy rejon ulicy Rydygiera na Ursynowie.

Mieszkańcy ostrzegają się, jeśli zauważą podobne niebezpieczeństwo. Podkreślają, że szybka reakcja może pozwolić na wykrycie sprawców dzięki systemowi monitoringu. Jeden z rozmówców poinformował jednak, że po zgłoszeniu sprawy policji nie otrzymał nigdy odpowiedzi.

Jeśli w waszej okolicy również dostrzeżecie podobne niebezpieczeństwo dla zwierząt, koniecznie poinformujcie o tym sąsiadów i odpowiednie służby.

Za: warszawa.naszemiasto.pl

Ptasznik w centrum Warszawy. Spacerował koło PKiN

ptasznik

Strażnicy Miejscy w Warszawie mieli w ubiegły wtorek dość nietypowe zadanie. Funkcjonariusze z Ekopatrolu musieli odłowić spacerującego po stolicy… ptasznika!

Ptasznik w okolicach PKiN

Sytuacja miała miejsce w okolicach Pałacu Kultury i Nauki. Jeden z przechodniów zauważył, że po trawie przechadza się jak gdyby nigdy nic wielki, włochaty pająk. Mężczyzna oczywiście błyskawicznie zdał sobie sprawę z faktu, że tak wielkie pająki nie są naturalnie występującymi w Polsce zwierzętami i powiadomił policjantów.

Funkcjonariusze mieli cały czas na oku włochatego spacerowicza i jednocześnie sprawę przekazali Strażnikom Miejskim.

Ekopatrol odłowił spacerowicza

Na miejscu pojawili się funkcjonariusze Ekopatrolu. Pająka udało się szybko odłowić. Dzięki temu krzywda nie stanie się przechodniom ani jemu samemu. Strażnicy Miejscy podejrzewają, że zwierzę uciekło z hodowli lub zostało pozostawione przez swojego właściciela.

Na szczęście pająkowi nic nie dolegało, nie miał żadnych ran ani kontuzji. Został przekazany do centrum CITES na terenie warszawskiego ZOO. Tam zaopiekują się nim fachowcy.

Pająki tego rodzaju potrafią dotkliwie ukąsić także człowieka. Na szczęście nie jest to raczej jad groźny dla życia. Nie ma do tej pory udokumentowanych przypadków śmieci od ukąszenia ptasznikowatego. Jest ono jednak bardzo bolesne, powoduje krwawienie z pozostawionej rany. Co więcej, jad może wywołać nie tylko ból, ale i nudności czy wymioty. Jad niektórych gatunków może doprowadzić też do podwyższonego tętna, długotrwałych drgawek czy utraty przytomności.

Za: strazmiejska.waw.p

Foki pomogą ustalić wpływ Antarktydy na zmiany klimatyczne całej planety

Foka 2

Grupa badaczy z zespołu Sea Mammal Research Unit na University of St Andrews w Szkocji, postanowiła sprawdzić zmiany klimatyczne na Antarktydzie oraz zbadać ich wpływ na całą planetę. Naukowcy o pomoc poprosili stałych mieszkańców krainy wiecznych śniegów – foki.

Uczeni ze szkockiego uniwersytetu przeprowadzają analizę, która ma pomóc ustalić sposób oddziaływania klimatu panującego na Antarktydzie na inne kontynenty. Badacze zdecydowali się do tego celu wykorzystać foki. Wybór tych zwierząt nie jest przypadkowy. Osobniki te od lat już pomagają we wszelkich badaniach. Ponadto foki doskonale są przystosowane do mroźnej aury oraz potrafią zanurkować na głębokość nawet 900 metrów. Uzyskane dane nie tylko pozwolą się dowiedzieć więcej o ich zwyczajach obowiązujących w środowisku naturalnym, ale również umożliwia otrzymanie informacji na temat samej Antarktydy oraz jej wpływie na zmianę klimatu.

Jak foki pomagają naukowcom

Informacje są przesyłane za pomocą specjalnych czujników wielkości smartfona, które są przyczepiane do sierści fok z tyłu głowy. Proces jest ułatwiony, gdyż gatunek czuje się bezpieczniej na lądzie z racji braku zagrożenia ze strony drapieżników. W wodzie natomiast polują na nie chociażby orki. W ten sposób uczeni otrzymują wiele bezcennych wiadomości, które mogą pomóc naszej planecie. Przed podłączeniem sensora naukowcy uspakajają zwierzęta za pomocy strzałki dmuchawkowej. Badacze podkreślają jednak, że ta metoda w żaden sposób nie grozi fokom oraz nie wpływa na ich życie społeczne.

Foki z zainstalowanymi czujnikami pobierają szczegóły odnośnie głębokości, temperatury i zasoleniu wody w poszczególnych lokacjach. Po wyjściu na powierzchnię, dane są przesłane następnie do naukowców za pośrednictwem satelity.

W Kenii odbywa się pierwsze w historii kraju liczenie dzikich zwierząt

Slonie 1

Rząd Kenii postanowił przeprowadzić pierwszy spis wszystkich dzikich zwierząt w państwie. Powodem są liczne niebezpieczeństwa, na które narażone są zwierzęta na kontynencie afrykańskim. Liczenie rozpoczęło się w maju, a wyniki mamy poznać jeszcze w wakacje.

W rozpoczętym w maju procesie liczenia zaangażowani są naukowcy wraz ze strażnikami parków narodowych i wolontariusze. Obliczenia będą obejmowały zwierzęta żyjące na lądzie oraz morskich akwenach na terenie 58 parków narodowych kraju. To pierwsze takie wydarzenie w historii Kenii. Wyniki mają być znane w lipcu.

Głównym zagrożeniem dla zwierząt są ludzie

Decyzja rządu była wywołana niekompletnymi statystykami, a całe przedsięwzięcie ma pomóc w zrozumieniu istoty ochrony zwierząt i bioróżnorodności. Otrzymane dane mają również pomóc władzy w opracowaniu optymalnej strategii, która mogłaby uratować 1000 rodzimych osobników. Niestety wiele gatunków zamieszkałych w Afryce wymarło, a głównym zagrożeniem dla zwierząt są ludzie. Badacze w pierwszej kolejności chcą policzyć ilość osobników łuskowca i antylopy sobolowej. Aktualnie na wolności żyje zaledwie po 100 z nich.

Niestety cały proceder nie jest łatwym zadaniem. Z powodu pandemii granice Kenii zostały zamknięte przez co do kraju nie przyleciało wielu turystów. Taki stan rzeczy sprawił, że zwierzęta zmieniły przyzwyczajenia migracyjne co z kolei przekłada się na trudności w liczeniu osobników. Dlatego też uczeni muszą na początku ustalić lokalizacje dzikich gatunków.

Warto odnotować również pozytywne informacje. Ustalono już, że w Kenii z powodu koronawirusa, a co za tym idzie braku zwiedzających, na świat przyszło ponad 200 małych słoniątek.

Tragedia w Chinach. Piorun zabił 42 krowy

piorun krowa

Przykre informacje docierają do nas z południowych Chin. W wyniku uderzenia pioruna zginęły aż 42 krowy. Co zaskakujące, bez szwanku ze zdarzenia wyszedł opiekujący się nimi farmer.

Rolnik nie zdążył ochronić zwierząt

Sytuacja ta miała miejsce w mieście Sanija, znajdującym się w prowincji Hajnan. Farmer chcąc ochronić swoje zwierzęta przed burzą, próbował zapędzić je do obory. Niestety, nie zdążył.

Potężne wyładowanie atmosferyczne zabiło aż 42 zwierzęta, które pozostały na zewnątrz. Piorun zabił między innymi 7 cieląt. Sam rolnik stracił tylko przytomność.

Sprawa została zbadana przez Biuro Rolnictwa i Spraw Wiejskich regionu Donfang – informuje serwis o2.pl. W trakcie postępowania wykluczono możliwość zatrucia lub choroby zwierząt. Potwierdzono z kolei, że krowy zostały zabite przez uderzenie pioruna.

Będzie pomoc dla farmera

Rzecznik wspomnianego urzędu dodał, że w trakcie postępowania odnaleziono metalowe elementy, które znajdowały się na oborze. Rolnikowi polecono, aby je zdemontował i zastosował drewniane.

Rzecznik miasta, w którym doszło do tragedii, zapewnił, że podjęte zostaną działania, aby pomóc rolnikowi, który stracił niemal wszystkie zwierzęta. Mężczyzna sprzedaje pozostałe krowy, aby zminimalizować straty.

Za: o2.pl

Afrykański pomór świń u dzika w powiecie kaliskim. Dwie gminy objęte strefą zakażenia

dzik

Niepokojące doniesienia docierają do nas z powiatu kaliskiego. U jednego z dzików wykryto śmiertelnie niebezpieczną dla zwierząt hodowlanych chorobę ASF.

ASF u dzika w powiecie kaliskim

Informacje te są o tyle złe, że w ostatnim czasie mamy do czynienia z ogromną liczbą informacji na temat dzików, które chętnie zapuszczają się w rejony ludzkich osiedli, zachęcane możliwością znalezienia pokarmu chociażby w niezabezpieczonych śmietnikach.

Dzik, u którego stwierdzono zakażenie wirusem ASF został ustrzelony przez myśliwego w lesie, na granicy powiatów kaliskiego i tureckiego. Konieczne było objęcie strefą zakażenia kilku gmin w okolicy.

Afrykański pomór świń (ASF) jest chorobą, która nie zagraża człowiekowi, jednak dziki z łatwością mogą ją przenieść na zwierzęta gospodarskie. Dlatego tak niepokojące są doniesienia o potwierdzeniu zakażenia na danym terenie.

Dwie gminy objęte strefą zakażenia

W tym przypadku nie było żadnych wątpliwości. Myśliwy zgodnie z przepisami przekazał dzika do badań weterynaryjnych, które potwierdziły u zwierzęcia ASF. Dodatkowe badanie w Państwowym Instytucie Weterynarii w Puławach również dało wynik pozytywny. Teraz rolnicy na terenie dwóch gmin powiatu kaliskiego muszą przestrzegać zasad bioasekuracji. Chodzi tu o gminę Ceków Kolonia i miejscowości: Ceków, Gostynia i Szadykierz oraz Słuszków, Stropieszyn Teodorów i Danowiec w gminie Mycielin.

Powiatowy lekarz weterynarii w Kaliszu podkreśla, że zwierząt nie wolno karmić paszą niewiadomego pochodzenia ani produktami pochodzenia zwierzęcego. Gospodarstwo musi być zabezpieczone przed dostępem dzikich zwierząt. Konieczne jest też stosowanie zasad higieny – chodzi między innymi o odkażanie rąk oraz obuwia, a także stosowanie odzieży ochronnej.

Za: Faktykaliskie.pl

Bociani wdowiec dzielnie ochrania swoje młode, ludzie ruszyli na pomoc. Poruszająca historia!

Ostrów Wielkopolski: Bocian z uszkodzonym skrzydłem uratowany

Niezwykle poruszająca i jednocześnie budująca historia bocianiego ojca w Czechach. W miejscowości Mladé Buky bociani ojciec, którego partnerka zginęła na drutach wysokiego napięcia, samodzielnie próbuje opiekować się młodymi.

Poruszające zdjęcia bocianiego wdowca

Ojciec po stracie partnerki nie porzucił jednak młodych i sam zajął się ich opieką. W sieci pojawiły się zdjęcia, na których widać jak swoim ciałem ochrania pisklęta przed wiatrem i deszczem.

Jak informuje serwis Onet.pl, dzielny bociani ojciec może liczyć na wsparcie ludzi. Pod opieką ma on cztery sieroty, których mamę zabiły przewody wysokiego napięcia, kiedy wracała do gniazda z pokarmem dla swoich bocianich dzieci.

Bocian przyjął pomoc ludzi i teraz każdego dnia trzykrotnie człowiek wdrapuje się do gniazda, dokarmiając zarówno młode, jak i bocianiego wdowca.

W mediach społecznościowych mieszkańcy podkreślili, że wszystko to będzie ich kosztować wiele sił, jednak zależy im na tym, aby nie trzeba było zabierać piskląt z gniazda. Apelują też o przekazywanie szałwii rybnej oraz złowionych myszy, którymi mogłyby posilić się ptaki. Uruchomiono także zbiórkę, która ma pomóc bocianom.

Co więcej, przy gnieździe została zamontowana kamera. Šándor Havrán oraz Jiří Zeman, którzy opiekują się bocianami, prowadzą firmę zajmującą się instalacją monitoringu.

Za: Onet.pl, pl.aleteia.org

Pielęgnacja sierści psa w lecie – o czym należy pamiętać

alex steyn vjjp5y 6fbu unsplash

Lato jest dosyć wymagającą porą roku. Aktywność psów na zewnątrz jest zdecydowanie większa niż w chłodniejsze miesiące. Co się z tym wiąże, sierść jest bardziej narażona na zabrudzenia ziemią, błotem czy piaskiem oraz warunki atmosferyczne. Właściwa i przede wszystkim regularna pielęgnacja sierści będzie ważna nie tylko ze względów zachowania odpowiedniej higieny, ale też znacząco wpłynie na kondycję psiej skóry i okrywy włosowej. 

Wizyty w salonie groomerskim pozwalają zapewnić czworonogom kompleksową pielęgnację, ale jeżeli twój pies nie wymaga regularnego strzyżenia możesz zadbaj o jego pielęgnację samodzielnie. 

Jak upał wpływa na psa

Psy nie przepadają za wysokimi temperaturami. Do odpoczynku wybierają miejsca chłodne, przewiewne i osłonięte przed promieniami słonecznymi. W upalne dni powinieneś dołożyć wszelkich starań, by takie miejsce swojemu podopiecznemu zapewnić wraz ze stałym dostępem do świeżej i chłodnej wody. Akcesoria chłodzące w postaci mat chłodzących, legowisk, kamizelek lub bandamek oraz miski chłodzące z pewnością okażą się bardzo pomocne. Psy, które przebywają na zewnątrz powinny mieć dostęp do cienia, a do budy warto włożyć matę lub legowisko chłodzące. czworonogom pozostającym w domu oprócz wody, wystarczy umożliwić wejście do chłodniejszych pomieszczeń w domu, np. łazienki. Dbanie o komfort psa w trakcie upałów jest bardzo ważny, ponieważ pozwoli uchronić go przed przegrzaniem i udarem cieplnym. Psy schładzają się przez “ziajanie” (dyszenie), ale ich sierść również odgrywa ogromną rolę w utrzymaniu odpowiedniej temperatury ciała. 

Sierść psa –  niezastąpiona ochrona przed upałem

Tak, jak w zimie futro chroni psa przed zimnem i mrozem, tak samo w lecie sierść stanowi skuteczną barierę przed upałem. Oczywiście sama okrywa włosowa w lecie jest inna niż zimą, jednak jej zadanie pozostaje takie samo. Błędnym jest założenie, że w lecie psu jest gorąco ponieważ posiada grube futro i podszerstek. Jeszcze większym błędem jest strzyżenie psa zbyt krótko! Dobrze utrzymana sierść, nawet jeśli jest gruba i długa, stanowi świetną izolację przed ostrymi promieniami słonecznymi i wysokimi temperaturami. 

Pielęgnacja sierści psa w lecie

Psy z włosami, nie posiadające podszerstka, powinny być strzyżone w lecie na taką długość, która zapewni im wygodę, jednak nie krócej niż 6.5 – 7 mm. Im bardziej delikatny włos, tym powinien być dłuższy, aby umożliwić lepszą ochronę przed upałem. Należy unikać zbyt krótkiego strzyżenia sierści, zwłaszcza u psów posiadających podszerstek. Ich sierść zabezpiecza przed działaniem temperatury czy wody i pomaga w termoregulacji ciała. Zbyt mocne skrócenie sierści może być przyczyną poparzeń skóry (skóra jest bardzo wrażliwa). 

Jeśli twój pupil należy do rasy, która wymaga regularnego skracania sierści, najlepiej udać się z nim do groomera, który będzie wiedział, jaka długość włosa będzie odpowiednia. U psów posiadających podszerstek dopuszcza się jedynie podgolenie w okolicach pach i brzucha. Dla nich w połączeniu z regularnym czesaniem i trymowaniem taki zabieg będzie w zupełności wystarczający. Nie powinno się golić okrywy włosowej u psów z podszerstkiem, ponieważ włos, który odrasta będzie miał inną strukturę i będzie blokował właściwą cyrkulację powietrza. 

Oprócz częstego czesania i trymowania sierści warto zadbać też o jej odpowiednie nawilżenie. W lecie sierść i skóra psa często staje się przesuszona, matowa, częściej się elektryzuje i łamie. Może również pojawić się łupież. Aby temu zapobiec warto stosować odżywki z filtrami UV, które można kupić w dobrych sklepach groomerskich (jak Groomer.com.pl). Odżywki regenerujące i nawilżające zawierające odpowiednie olejki pomogą szybko poprawić stan skóry i sierści twojego pupila. Okrywa włosowa nabierze elastyczności i odzyska blask. 

Pielęgnacja sierści psa w lecie nie różni się znacząco od zabiegów wykonywanych w innych porach roku. Najważniejsza w pielęgnacji jest systematyczność i zdrowy rozsądek (w przypadku strzyżenia). W razie wątpliwości co do właściwej pielęgnacji sierści w lecie lepiej zapytać o radę profesjonalisty niż narazić swojego pupila na dyskomfort. 

Odstrzał dzików w Toruniu zostanie wstrzymany? Pod petycją do prezydenta miasta podpisało się już 600 osób

Dzik

Nie milkną echa dyskusji dotyczącej zezwolenia przez prezydenta Torunia Michała Zaleskiego na odstrzał 50 dzików (o sprawie informowaliśmy tutaj). Przeciwni tej decyzji była partia Zieloni, która w związku z tą sprawą utworzyła specjalną petycję skierowaną do głowy miasta.

Dziki udomowiły się na ulicach Torunia. Po kilku tygodniach działań, które nie przyniosły rezultatów, prezydent Michał Zaleski wydał decyzję o zredukowanie liczby dzików o maksymalnie 50 sztuk osobników. Z tym orzeczeniem nie zgodziła się partia Zieloni oraz część mieszkańców miasta, którzy podpisali się pod utworzoną przez ugrupowanie podaniem. Obywatele twierdzą, że taki werdykt to „pójście na łatwiznę”, a jeden z internautów skomentował to w następujący sposób:

„Wstyd mi że, Toruń takie coś robi. Co się dziwić: lasy się wycina, ich domy niszczy, a ludzie je dokarmiają ziemniakami. Czy naprawdę tak trudno je wyłapać i wywieźć gdzieś poza Toruń do lasu? Mają prawo żyć jak każdy, szkoda…”.

Partia Zieloni proponuje mniej brutalne rozwiązania

Petycja utworzona przez jednego z przedstawicieli partii, Sylwestra Jankowskiego zawiera szereg działań zastępczych, które mogłyby pozbyć się nieproszonych gości, a zarazem ocalić ich życie. Autorzy proponują uruchomienie kampanii informacyjnej dla mieszkańców, codzienne opróżnianie koszów przez MPO oraz zabezpieczenie śmietników. Ostatnim etapem byłoby stopniowe wypłaszanie i wyłapywanie dzików. Jankowski sugeruje też aby do współpracy włączyć również Powiatowego Lekarza Weterynarii, który przebadałby wszystkie odłowione zwierzęta:

„Te które będą zdrowe, należy wywieźć na tereny leśne z dala od osiedli ludzkich. Natomiast młode warchlaki powinny być przekazane do specjalistycznego ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt. To przykład tego, co można zrobić, zamiast strzelać. Jego zdaniem miasto powinno zorientować się również, czy możliwa jest chemiczna kastracja. Taki zabieg przerwałby niekontrolowany przyrost populacji dzika”.

Do środy pod pismem podpisało się 600 osób.

Beskidy: Spłoszona przez ludzi wilczyca porzuciła szczeniaka

Wilk 2

Stowarzyszenie dla Natury „Wilk” w Twardorzeczce przygarnął kilkudniowego wilka, który błąkał się samotnie w lesie w Beskidzie Żywieckim. Zwierzę zostało znalezione w niedzielę przez spacerujących po tamtym rejonie turystów. Maluch został prawdopodobnie porzucony przez matkę, którą spłoszyli ludzie.

Prezes organizacji, dr hab. Sabina Pierużek-Nowak potwierdza tę przypuszczalną wersję wydarzeń. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że ktoś musiał puścić psa ze smyczy, który następnie wykrył wilczą norę. Spanikowana matka zaczęła przenosić młode w inne miejsce. Z racji tego, że do zdarzenia doszło w niedzielę liczba turystów przemierzających las była ogromna. Rodzicielka podczas przeprowadzki musiała natknąć się w pewnym momencie na ludzi i wystraszona porzuciła szczeniaka.

„Niewykluczone, że kiedy po niego wróciła, natknęła się na ludzi, którzy zaczęli się z ciekawości gromadzić przy tym szczeniaku, więc się wystraszyła i go porzuciła. Ktoś wpadł na pomysł, żeby tego malca wziąć na dół i zawieźć do weterynarza. Ostatecznie wilczek trafił do nas” – mówi dr Pierużek-Nowak.

Wilczek nie odnalazł matki, ale jest nadzieja

Pracownicy stowarzyszenia bardzo szybko zanieśli wilczka z powrotem do lasu. Zwierzę zostało nakarmione i założono mu monitoring, jednak do tej pory nie odnalazł swojej matki. O dalszych poczynaniach opowiada ponownie prezes instytucji:

„Teraz będziemy walczyć o to, żeby wrócił do lasu. On jest na tyle mały, że nie do końca rozpoznaje środowisko, więc – oprócz karmienia – izolujemy go od ludzi, a jak tylko znajdziemy w terenie jakieś ślady aktywności tej wilczej grupy, to go tam podrzucimy”.

Wiek wilka utrudnia poszukiwania wilczycy, jednak historia pokazuje, że jest szansa na pomyślne zakończenie tej historii gdy zwierzę nieco podrośnie. Tak było np. w latach 90. XX wieku w Ujsołach, kiedy to szczeniak wilka podczas ulewy schował się w psiej norze. Następnie podchowany został podrzucony do miejsca, gdzie przebywała wilcza rodzina.

Dr Pierużek Nowak podkreśla, że nie ma pretensji do turystów, którzy przynieśli wilka, gdyż z wyglądu może przypominać małego owczarka. Wyraża natomiast żal wobec osób, którzy puszczają psy luzem i apeluje aby zwierzęta pozostawiać na smyczy. Szczególnie, że młode mają także rysie.

Narodziny pierwszego rybołowa w Nadleśnictwie Barlinek. Trzy czekają na wyklucie [OGLĄDAJ NA ŻYWO]

rybolow

Kolejne dobre wieści na temat ptaków żyjących w Polsce. W Nadleśnictwie Barlinek (Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Szczecinie) wykluło się już pierwsze z piskląt, którego rodzicami są Brynka i Barlinek. Jak przypominają na swojej stronie internetowej Lasy Państwowe, gniazdo tych ptaków można obserwować dzięki transmisji online.

Pisklę przyszło na świat 25 maja

Malutki rybołów ma zaledwie dwa dni. Wykluł się 25 maja wieczorem. Praca ta zajęła mu cały dzień, bo jajo zaczęło pękać rano tego samego dnia.

Ptaków będzie najpewniej więcej. Na stronie Lasów Państwowych czytamy, że pozostały jeszcze trzy jaja, a pierwsze ptasia mama złożyła 14 kwietnia. Gniazdo, w którym mieszkać będą pisklęta, znajduje się na 35-metrowej sośnie, która rośnie w zachodniej Polsce, na terenie Nadleśnictwa Barlinek.

Praca rodziców po wykluciu młodych dopiero się rozpocznie. Każdego dnia trzeba je karmić siedem, a nawet osiem razy. W trakcie jednego sezonu lęgowego złowią średnio aż 140 kilogramów ryb.

Szybkie pierwsze loty rybołowów

Po raz pierwszy młode rybołowy spróbują swoich sił w lataniu już na przełomie czerwca i lipca. W drugiej połowie lipca opuszczą gniazdo. Potem jednak jeszcze przez pewien czas będą karmione przez rodziców i będą otrzymywały posiłek w gnieździe, do którego muszą przylecieć. Na zimowisko powinny odlecieć pod koniec sierpnia.

Lasy Państwowe dodają też, że na terenie wspomnianego nadleśnictwa znajdują się aż trzy pary tych ptaków.

Rybołowy są ptakami, które pozostają aktywne przez cały dzień, aż do zmierzchu. W trakcie nurkowania po swoją zdobycz, wysuwa do przodu nogi z pazurami, którymi chwyta ofiarę. Potrafi nawet zanurkować i przez chwilę pływać po powierzchni wody. W celu poderwania się do lotu, uderza silnie skrzydłami nad wodą.

Za: Lasy.gov.pl

Źródło zdjęcia: 159766 – dr. Tibor Duliskovich – http://www.duliskovich.com via Wikipedia, CC BY-SA 3.0

Setki tysięcy martwych pszczół. Prokuratura wszczęła śledztwo

Pszczoly

W miejscowości Brudzew w województwie wielkopolskim doszło 18 maja do ogromnej tragedii. Zginęły setki tysięcy pszczół. Najbardziej prawdopodobną przyczyną było zatrucie środkami chemicznymi. Śledztwo w tej sprawie wszczęła Prokuratura Rejonowa w Turku.

Wszczęto śledztwo

Informując o sprawie, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koninie, prof. Ewa Woźniak przekazała, że wszczęte zostało śledztwo w sprawie spowodowania znacznych zniszczeń w przyrodzie.

Prokurator przypomniała, że o sprawie zawiadomiła policję 18 maja prezes koła pszczelarskiego. Wokół uli, w których mieszkało 46 pszczelich rodzin, leżało mnóstwo martwych owadów z wysuniętymi języczkami. Jak dodała prokurator, to może świadczyć o zatruciu środkami chemicznymi.

Setki tysięcy martwych pszczół

Padła aż połowa pszczół z każdej rodziny, które liczą od 80 do 100 tys. pszczół. Co więcej, padły też pszczoły w innych pasiekach. Jeden z pszczelarzy miał stracić 90, inny 150 tys. pszczół.

W tym okresie owady zbierały nektar z pól rzepaku. Okazuje się, że 17 maja między godziną 11 a 16 opryskanych zostało aż 50 ha pól rzepaku, które znajdują się w pobliżu pasiek.

Traktorzysta, który wykonał oprysk, wskazał na mężczyznę, który dowiózł na miejsce środki ochrony roślin i zlecił wykonanie pracy. Dostawca środków przekonuje z kolei, że działał na zlecenie właściciela gospodarstwa.

Konieczne jest przeprowadzenie śledztwa, które ma wykazać kto odpowiada za wykonanie oprysku i tym samym zabicie setek tysięcy pszczół. Prof. Woźniak podkreśla, że to właśnie oprysk jest najbardziej prawdopodobnym powodem śmierci owadów.

Za: PAP

Inspekcja Weterynaryjna wydała ponad 38 mln w celu zwalczania ptasiej grypy

Indyk

Według informacji przekazanych przez Główny Inspektorat Weterynarii (GIW), Inspekcja Weterynaryjna wydała do 21 maja br. 38,3 mln zł w celu zwalczania grypy wśród ptaków. Z tej puli 23 mln zł zostały przeznaczone na odszkodowania za ubój drobiu. Zlikwidowano ponad 17,5 mln sztuk drobiu.

Najtrudniejsza sytuacja panuje w województwie mazowieckim, ze szczególnym uwzględnieniem powiatów żuromińskiego i mławskiego. Kilka dni temu minister rolnictwa Grzegorz Puda oszacował straty już na 400 mln zł, natomiast sam budżet wyznaczony na zwalczanie chorób zakaźnych wynosi 432 mln zł.

Ogółem, spośród wszystkich zlikwidowanych 17,5 mln ptaków ponad 13,5 mln zgładzono właśnie na Mazowszu. W sumie na odszkodowania wydano 23 mln zł, a na walkę z ptasią grypą już przeszło 38 mln zł. Jednak, jak podkreśla Inspekcja Weterynaryjna:

„ze względu na trudną sytuację epizootyczną oraz pojawianie się nowych ognisk grypy ptaków nie jest możliwe w chwili obecnej dokładne podanie wszystkich kosztów zwalczania grypy ptaków”.

Inspekcja Weterynaryjna: Zakłady wykorzystują maksymalne moce przerobowe

Inspekcja Weterynaryjna odpowiedziała na pytania związane z potencjalnymi problemami w kwestii utylizacji drobiu:

„aktualnie wszystkie zakłady przetwórcze uprawnione do przetwarzania ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego kat. 1 i 2 oraz spalarnie zlokalizowane na terytorium kraju prowadzą unieszkodliwianie martwych ptaków z ognisk choroby grypy ptaków” – zakomunikowała IW, podkreślając, że zakłady wykorzystują maksymalne moce przerobowe.

Przedstawiciele Inspekcji powiedzieli również, że wszelkie kłopoty ze spaleniem martwych ptaków były spowodowane wystąpieniem nadmiernej ilości ognisk choroby.

Do 24 maja zanotowano w Polsce 333 ognisk ptasiej grypy. Od 21 do 24 maja wykryto sześć nowych ognisk na ternie województw: warmińsko-mazurskiego, mazowieckiego i lubelskiego. Do likwidacji jest ponad 176 tys. sztuk indyków i 1,2 tys. gęsi.

Po prawie 3000 lat diabły tasmańskie wróciły do Australii

Diabel tasmanski

Do historycznego wydarzenia doszło w Australii. Jak podała w poniedziałek tamtejsza organizacja pozarządowa Aussie Ark, na świat przyszło siedem diabłów tasmańskich, które wyginęły na tym kontynencie prawie 3000 lat temu. Narodziny były możliwe dzięki programowi ochrony gatunku.

Siedem diabłów tasmańskich urodziło się w rezerwacie w Barrington Tops, oddalonym trzy i pół godziny jazdy na północ od Sydney. O narodzinach torbaczy zakomunikowało stowarzyszenie Aussie Ark za pośrednictwem Instagrama:

„Pracowaliśmy niestrudzenie przez niemal 10 lat, aby przywrócić diabły naturze kontynentalnej Australii z nadzieją, że uda im się utworzyć zrównoważoną populację. Obserwowaliśmy je z daleka, aż nadszedł czas, aby wkroczyć i potwierdzić narodziny naszych pierwszych diabłów. I cóż to była za chwila!”.

Według Tima Faulknera, prezesa Aussie Park, narodziny diabłów tasmańskich stanowi punkt zwrotny, jednak podkreśla on, że jeśli osobniki nie będą się rozmnażać, to cały plan będzie na nic. Faulkner dodaje również, że obecność torbaczy będzie przydatna dla rozwoju innych zagrożonych ssaków:

„Diabły żyjące na wolności pomagają kontrolować szkodniki. Wśród nich lisy i zdziczałe koty. Regulują też populację rdzennych roślinożerców jak oposy i kangury. Ich obecność pozwala przeżyć i rozwijać się zagrożonym małym ssakom: borsukom workowatym i kanguroszczurom”.

Gatunek zagrożony wyginięciem również w Tasmanii

Liczba diabłów tasmańskich przerażająco spadła w 2008 roku. Wówczas na Tasmanii wykryto zakaźną chorobę – rak pyska, który spowodował wyginięcie aż 85% tych osobników. W tym samym roku zwierzęta te wpisano na listę gatunków zagrożonych. Sprawa była na tyle poważna, że interweniował sam rząd Tasmanii. Władze objęły wsparciem grupy zajmujące się zdrowymi osobnikami.

Diabły tasmańskie swoją nazwę zawdzięczają charakterystycznemu piskowi. W Australii torbacze te wyginęły blisko 3000 lat temu, kiedy to zdecydowana większość osobników padła ofiarą dingo – inwazyjnego gatunku wywodzącego się z Azji Południowo-Wschodniej.

Dziki w Barcelonie! Policja ścigała lochę i warchlaki w centrum miasta

dziki

Barcelońscy policjanci mieli nie lada problem. Przez ponad dwie godziny ścigali przez stolicę miasta grupę dzików. Konieczne było nawet wstrzymanie ruchu na głównej arterii stolicy Katalonii.

Dzikie zwierzęta polubiły miasta

To nie pierwsza tego rodzaju sytuacja. W centrach hiszpańskich miast dzikie zwierzęta zaczęły się pojawiać w trakcie pierwszej fali koronawirusa między marcem a czerwcem 2020 roku. Obserwowano wówczas kozice i właśnie dziki.

Powodem najpewniej jest dużo większy spokój i cisza na ulicach związane z ograniczeniami dotyczącymi wychodzenia z domów w trakcie szczytu pandemii koronawirusa. Dzikom w miastach spodobało się widocznie na tyle, że postanowiły dalej je odwiedzać.

Internauci komentując zdjęcia z wydarzenia, jakie miało miejsce w Barcelonie, twierdzą że było „komiczne”. Mniej do śmiechu było zapewne funkcjonariuszom, którzy musieli zadbać nie tylko o bezpieczeństwo ludzi, ale i samych dzików.

Policjanci mieli ręce pełne roboty

„Pościg” za dzikami miał miejsce nawet na Avenidzie Diagonal. To główna arteria Barcelony, która na kilka minut musiała zostać zatrzymana właśnie przez dziki. Katalońskie służby miejsce informują, że ostatecznie zwierzęta udało się bezpiecznie odłowić.

Co więcej, przed złapaniem trzeba było uśpić lochę, która chroniąc swoje młode mogła we wściekłości zaatakować przechodniów. Cała historia jednak zakończyła się na szczęście pozytywnie.

Podobne sytuacje mają też miejsce w Polsce. Pisaliśmy o tym między innymi tutaj: https://zwierzaki.pl/dziki-tratuja-wilanow-straty-siegaja-setek-tysiecy-zlotych oraz tutaj: https://zwierzaki.pl/dziki-terroryzuja-bialoleke-mieszkancy-sa-przerazeni.

za: PAP

Papugi na ulicach Wrocławia? Nie tylko! Widziano też szopy pracze

aleksandretta

W polskich miastach coraz częściej będziemy mogli spotykać wydawałoby się egzotyczne zwierzęta. We Wrocławiu spacerowiczom mogą towarzyszyć na przykład papugi.

Papugi, szakale i szopy pracze na ulicach polskich miast

W rozmowie na antenie Radia Wrocław prezes miejskiego ZOO Radosław Ratajszczak poinformował, że nie chodzi wcale o ptaki, które uciekły z jakiejś hodowli. Papuga aleksandretta w Niemczech jest już niezwykle często występującym ptakiem. Wygląda na to, że to samo czeka Wrocław.

Prezes wrocławskiego ogrodu poinformował, że ptaki te przybyły do Europy z Azji. Okazało się, że ten rejon bardzo im odpowiada i już teraz u naszego zachodniego sąsiada można spotkać nawet całe stada tych papug.

Zdaniem prezesa Ratajszczaka to samo może dotyczyć… szakali! Podkreślił, że zwierzęta te mogą żerować w naszych odpadkach i stać się widokiem codziennym na ulicach Wrocławia.

Z kolei dyrektor Departamentu Zrównoważonego Rozwoju w Urzędzie Miejskim Katarzyna Szymczak-Pomianowska poinformowała, że we Wrocławiu widziano już także szopy pracze. W mieście różne zwierzęta czują się coraz lepiej między innymi dzięki większym obszarom zielonym.

Alekandretta jest w Europie coraz bardziej popularna

Jeśli chodzi o papugę aleksandrettę, ptak ten swego czasu był popularnym zwierzęciem domowym, a jego posiadanie było w Europie po prostu modne. Na początku XXI wieku jednak odnotowano już istnienie 65 populacji na kontynencie, które liczyły od kilkudziesięciu do kilku tysięcy osobników!

Dane z 2013 roku są jeszcze ciekawsze. Papuga tego gatunku występuje w aż 24 państwach europejskich. To między innymi Wielka Brytana, Niemcy, Holandia ale i Włochy czy Portugalia. W Polsce poza pojedynczymi osobnikami już teraz odnotowuje się niewielkie stada.

Za: radiowroclaw.pl

Źródło zdjęcia: Dr Jyoti Prasad Pattnaik via Wikipedia, CC BY-SA 4.0

Chicago: Boykin spaniele ratują żółwie pudełkowe przed wyginięciem

Zolwie

Pracownicy Towarzystwa Zoologicznego oraz Brookfield Zoo w Chicago wymyślili nietypową metodę na ocalenie gatunku żółwia pudełkowego zwanego również terapeną ozdobną. W proces ratowania tych stworzeń przyczyniają się specjalnie wyszkolone psy rasy Boykin spaniel.

Terapeny ozdobne należą do zagrożonych gatunków żółwi, których naturalne środowisko zostało poważnie przekształcone lub zniszczone przez działania ludzi. Populacja tych gadów w ostatnich latach poważnie zmalała, gdzie jest to szczególnie widoczne w stanie Illinois. Z tego też powodu pracownicy jednego z ogrodów zoologicznych postanowili powstrzymać tę tendencję i w tym celu korzystają z pomocy psów rasy Boykin spaniel.

Psy mają za zadanie „łowić” żółwie, które następnie trafiają do naukowców, a ci monitorują ich liczebność oraz badają ich stan zdrowia. Uczeni wykonują później notatki, a gady trafiają ponownie do miejsca skąd zostały złapane. Żółwie pudełkowe są obserwowane od 15 lat. Jest to jedno z najdłuższych badań prowadzonych na jednym gatunku.

Dlaczego akurat Boykin spaniele

Uwzględniając proces trudności zadania wybór Boykin spanieli nie jest przypadkowy. Psy tej rasy charakteryzuje wysoka inteligencja oraz szybkie przystosowanie wiedzy dzięki czemu łatwiej się je szkoli niż inne rasy. Ponadto spaniele nie należą do psów, które wyrządzają krzywdę innym zwierzętom. Dodatkowo ich zmysł myśliwski sprawia, że są idealnymi kandydatami do uratowania gadów zagrożonych wyginięciem.

Wielkopolska bielikami stoi. Dziesięć piskląt dostało obrączki

bielik

Aż dziesięć piskląt bielika zostało zaobrączkowanych w trzech wielkopolskich nadleśnictwach – informują Lasy Państwowe. Jak czytamy, w tej chwili populacja bielika w Polsce jest trzecią co do wielkości w całej Europie.

Trojaczki w dwóch nadleśnictwach

Dwie pary trojaczków tego drapieżnika zostały zaobrączkowane w nadleśnictwach Koło i Łopuchówko. Lasy Państwowe podkreśliły, że jest to niezwykle rzadka sytuacja. W Nadleśnictwie Turek zaobrączkowane zostały z kolei bliźnięta bielika.

Na stronie internetowej czytamy też, że obrączkowanie należy do podstawowych, klasycznych metod badawczych, które są stosowane w ornitologii. Dzięki temu możliwe jest zbieranie informacji o długości życia ptaków, śmiertelności oraz jej przyczynach. Można też śledzić trasy ich wędrówek, czy obserwować miejsca zimowania.

Jakie obrączki otrzymują ptaki?

Lasy Państwowe dodają, że obrączki są dwie – czarna i srebrna. Ta pierwsza (ornitologiczna) posiada specjalny kod alfanumeryczny, który pozwoli rozpoznać ptaka w przyszłości i dowiedzieć się, skąd pochodzi. Obrączka srebrna zawiera zapis w postaci znacznie większych cyfr, co pozwala przy użyciu lornetki określić, skąd ptak pochodzi. Nie ma więc konieczności jego odławiania z natury.

Obecnie w Polsce żyje około 1000-1400 par bielików. W przeciągu ostatnich 100 lat populacja ta wzrosła aż 25-krotnie, a dwukrotnie w ciągu ostatniego dziesięciolecia. Okres lęgowy bielików trwa od stycznia aż do końca lipca. Wtedy to młode, jeśli nastąpił sukces lęgowy, opuszczają swoje gniazdo.

Za: Lasy.gov.pl

Źródło zdj. ilustracyjnego: Yu Moskalenko via Wikipedia, CC BY-SA 4.0

Toruń: Prezydent miasta zezwolił na odstrzał 50 dzików. Partia Zielonych sprzeciwia się tej decyzji

Dzik

Prezydent Torunia, Michał Zaleski wydał zgodę na odstrzelenie 50 dzików. Decyzja ta jest spowodowana częstymi odwiedzinami zwierząt na ulicach miasta. Zaleski podkreślił, że w mieście zinwentaryzowano ponad 160 dzików. Z werdyktem nie zgadzają się aktywiści z Partii Zieloni, którzy apelują o wstrzymanie się z odstrzałem.

Od kilku tygodni na toruńskich ulicach można spotkać stada dzików. Zwierzęta szczególnie upodobały sobie teren Elany, osiedle Rubinkowo i okoliczne działki pracownicze. W związku z tym prezydent miasta wydał orzeczenie, które zezwala na odstrzelenie maksymalnie 50 dzików. Ponadto zezwolenie nie będzie obejmowało loch z młodymi, a wyłącznie agresywnych samców. Oto co powiedział na ten temat Michał Zaleski:

„Staramy się postępować ostrożnie, szukać rozwiązań, które pozwolą wyprowadzić zwierzęta z naszych terenów, z osiedli, parków, zieleńców, placów zabaw. Musimy postępować zgodnie z przepisami, jakie obowiązują – jest kompletny zakaz odłowu dzików ze względu na ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa afrykańskiego pomoru świń. Można je przeganiać, wyprowadzać i aby w przyszłości nie było ich coraz więcej, na terenach niezamieszkałych, odległych, prowadzić odstrzał redukcyjny”.

Zieloni apelują o wstrzymanie się z odstrzałem

Przeciwni takiemu rozwiązaniu są toruńscy przedstawiciele Partii Zieloni, którzy zbierają podpisy mieszkańców pod wystosowanym do prezydenta Zaleskiego petycją. Poniżej pismo autorstwa Sylwestra Jankowskiego:

„Ogromnych problemem jest bardzo nieodpowiedzialne zachowanie mieszkańców, którzy dokarmiają dziki. Połączenie tego, co jest w śmietnikach z tym, co ludzie wyrzucają przez okna, spowodowało, że dziki już śpią pod balkonami”.

Zdaniem aktywisty obrany przez prezydenta kierunek działań nie jest słuszny i nie będzie rozwiązaniem problemu. Jankowski podkreślił również, że dotychczasowe starania nie były skutecznie wytykając chociażby Urzędowi Miasta próżność oraz nadmierną oszczędność.

Odstrzał ma prowadzić Polski Związek Łowiecki w Toruniu. Partia Zielonych natomiast apeluje o wstrzymanie czynności i proszą o możliwość opracowania optymalnych rozwiązań. Pierwszym etapem byłaby kampania informacyjna, która miałaby oduczyć mieszkańców dokarmiania dzików.

Oleica Krówka – jej jad może zabić! Lasy Państwowe ostrzegają

oleicakrowka

Wydawałoby się, że w najgroźniejszym, co może nas spotkać w polskim lesie, jest dzik. Okazuje się jednak, że mieszka tam także owad, który wytwarza jedną z najsilniejszych toksyn znanych w przyrodzie. Na szczęście nie jest w stanie naraz poczęstować nas śmiertelną dawką.

Trująca kantaradyna

Lasy Państwowe na swojej stronie internetowej przestrzegają przed drażnieniem tego owada. Powodem jest jego mechanizm obronny. W stresującej sytuacji oleica krówka potrafi wydzielać niezwykle trującą, oleistą żółtą ciecz.

Chodzi o kantaradynę, która zaliczana jest do grupy terpenów. To jedna z najsilniejszych toksyn, jakie występują w przyrodzie. Zaledwie 0,03 g tej substancji jest dla człowieka dawką śmiertelną. Na szczęście chrząszcz nie potrafi naraz wyprodukować nawet tak niewielkiej ilości toksyny.

Nie oznacza to jednak, że jest dla nas całkowicie bezpieczny. Jak podkreślono na stronie Lasów, toksyna może bardzo silnie podrażnić ludzką skórę. Szczególnie zaszkodzi nam wtedy, gdy dostanie się do nosa lub oczu.

Jak wyglądają i rozwijają się te chrząszcze?

Owada tego na szczęście dość łatwo zauważyć. Długość ciała wynosić może nawet 35 milimetrów. Jak informują Lasy Państwowe:

„Owady dorosłe mają skrócone pokrywy skrzydłowe i duży, pękaty odwłok. Samice są znacznie większe od samców. U samca czułki są „złamane”, dzięki czemu łatwo odróżnić płcie. Owady dorosłe można spotkać od kwietnia do czerwca. Samica oleicy składa kilka tysięcy jaj (nawet do 10 tys.)”.

Larwy pasożytują na pszczołach z rodzaju pzczolnika i porobnica. Przyczepiają się do odnóży pszczół, dostają do gniazd i tam pożerają pszczele jaja, linieją a na końcu przekształcają się w pędrakowate larwy drugiego stadium – piszą Lasy. Odżywiają się one pyłkiem oraz nektarem, który gromadzony jest w ulach. Chrząszcza czeka jeszcze wówczas powtórne linienie, a niby-poczwartka wykształca się dalej w poczwarkę właściwą i dopiero później w chrząszcza dorosłego. Na szczęście dla nas, występuje dosyć rzadko.

Źródło zdjęcia: Furu Maru via Wikipedia, CC BY-SA 3.0

Za: lasy.gov.pl

Bielsko-Biała: 15. edycja akcji „Zbieraj makulaturę, ratuj konie”

Kon

Do końca maja przed hipermarketem Auchan w Bielsku-Białej, ekolodzy z Klubu Gaja będą zbierali makulaturę. Zebrane środki ze sprzedaży surowca zostaną przeznaczone na ratowanie i leczenie podopiecznych, które znajdują się pod opieką organizacji. Jak do tej pory zebrano 21 t.

Akcja „Zbieraj makulaturę, ratuj konie” jest już w w Bielsku-Białej tradycją. W tym roku odbywa się już po raz 15. Podczas poprzedniej edycji zebrano 21 t. Wiele wskazuje na to, że wynik ten zostanie poprawiony podczas tegorocznej zbiórki, ponieważ na tę chwilę zebrano dokładnie tyle samo makulatury, a do końca kampanii pozostał jeszcze tydzień. Pieniądze ze sprzedaży tworzywa Klub Gaja przeznaczy w całości na koszty m.in. utrzymania, leczenia, terapii, opieki weterynaryjnej, kowalskiej i dentystycznej uratowanych koni.

Do 31 maja pod bielską galerią znajdować się będzie specjalnie oznakowany kontener, który zostanie zabrany przez lokalną firmę EkoWtór – jednego z partnerów akcji.

Mieszkańcy Bielska-Białej i okolic chętnie wspierają kampanię

O tym jak wielką popularnością cieszy się działalność Klubu Gaja mówi jeden z przedstawicieli stowarzyszenia, Jarosław Kasprzyk:

„To już 15. taka zbiórka makulatury. Bardzo cieszy, że akcja cały czas spotyka się z dużym pozytywnym odzewem i zaangażowaniem mieszkańców Bielska-Białej i okolic, którzy niejednokrotnie zbierają makulaturę przez dłuższy czas, aby przekazać ją Klubowi Gaja i wesprzeć w ten sposób utrzymanie uratowanych przez nas koni”.

Klub Gaja od ponad 30 lat działa na rzecz ochrony środowiska i praw zwierząt. Przez cały okres działalności stowarzyszenie uratowało mnóstwo koni przeznaczonych na rzeź, chorych lub tych, którymi właściciele nie mogli się dłużej zajmować. Wśród obecnych zwierząt pod opieką klubu znajduje się m.in. 23-letnia klacz White Lady oraz jej rówieśnik Pegaz.

Niezwykle rzadki gatunek nietoperza upodobał sobie strych jednego z domów na południu Polski

Nocek orzesiony

Niezwykłe odkrycie miało miejsce w pewnym budynku mieszkalnym w miejscowości Łazy, na obrzeżach Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Na strychu odkryto kolonię nocka orzęsionego. To zagrożony gatunek nietoperza, który jest jednym z najrzadszych gatunków nietoperzy w naszym kraju.

Zwierzęta polubiły strych jednego z domów

Jak czytamy, budynek ten jest siedliskiem nietoperzy już od 15 lat. Jego właściciele zaobserwowali, jak nietoperze przyleciały po raz kolejny z zimowisk. Najpewniej znajdują się one w jednej z pobliskich jaskiń. Nietoperze gromadziły się na ścianie domu i czekały na otwarcie okienka wlotowego na strych.

Zwierzęta te stanowiły jednak pewien problem dla mieszkających w domu ludzi. Ich guano mogło uszkodzić położoną na strychu wełnę mineralną. Nietoperze zignorowały zupełnie wywieszone dla nich budki lęgowe. Okazuje się, że zwierzęta te nie korzystają z takich schronień.

Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Nietoperzy pomoże mieszkańcom i zwierzętom

Właściciele pozwolili nietoperzom ponownie zamieszkać na strychu domu, jednak skontaktowali się też z Ogólnopolskim Towarzystwem Ochrony Nietoperzy i przesłali zdjęcia. Eksperci nie mieli problemu z szybkim zidentyfikowaniem gatunku.

Teraz mają zostać pozyskane fundusze na zabezpieczenie budynku przed szkodliwym działaniem nietoperzy. Chodzi między innymi o zbudowanie podestu do gromadzenia guana, a także przegrody, która oddzieli część strychu, którą zajęły nietoperze.

Gatunek ten jest na tyle rzadki, że chroni go nie tylko polskie prawo, ale i Konwencja Berneńska oraz Konwencja Bońska. To jeden z ośmiu gatunków nietoperzy, dla których ochrony wyznaczony jest obszar Natura 2000.

Za: naukawpolsce.pap.pl

Źródło zdjęcia: Rémi Bigonneau via Wikipedia https://pl.wikipedia.org/wiki/Nocek_orz%C4%99siony#/media/Plik:Myotis_emarginatus.jpg, CC BY 3.0

Nareszcie! Niemcy zakażą masowego zabijania kurczaków płci męskiej

piskleta

Niemcy od przyszłego roku wprowadzają zakaz zabijania męskich kurcząt zaraz po przyjściu na świat. Do dziś każdego roku w ten sposób życie traci nawet 40 milionów zwierząt!

Koniec okrutnego procederu

Powodem, dla którego do tej pory był stosowany taki proceder, jest mała ilość mięsa, jaką można pozyskać z męskich kurczaków. Samce nie mogą też składać jaj. Trzeba było wielu lat debat i apeli, aby w końcu 20 maja tego roku niemiecki Bundestag przyjął ustawę, która zakończy ten proceder.

Jak informuje serwis internetowy dw.com, ustawa będzie obowiązywać od 1 stycznia przyszłego roku. Minister rolnictwa Julia Koleckner mówiła w trakcie debaty w Bundestagu o „kamieniu milowym dla dobrostanu zwierząt”.

Poinformowała ona również, że branża otrzyma możliwość „pogodzenia dobrostanu zwierząt z ekonomią”. Od 2024 roku wprowadzone mają zostać metody, które pozwolą już w jaju określić, które z ptaków będą płci męskiej. Te mają się w ogóle nie wykluwać.

Organizacje prozwierzęce są nastawione krytycznie

Nie brakuje jednak krytyki zmian. Zdaniem Niemieckiego Stowarzyszenia na rzecz Ochrony Zwierząt, zakaz jest wprowadzony zbyt późno i zbyt słaby. Prezes Thomas Schroeder stwierdził, że konieczne jest zakończenie cierpienia kur niosek, które traktowane są jako maszyny do produkowania jaj.

Krytyczny wobec zmiany prawa jest też Foodwach, który podkreśla, że nie kończy to cierpienia w kurnikach. Dyrektor strategii organizacji Matthias Wolfschmidt stwierdził, że wiele jaj znoszonych jest przez chore i cierpiące kury. Dodał:

[…] to nieszczęście skończy się tylko wtedy, gdy stosowane będą bardziej wytrzymałe rasy kur i jasne wymogi prawne, które zagwarantują, że zwierzęta nie będą masowo chorować i cierpieć.

za: dw.com/pl

Spanie z domowymi zwierzakami receptą na lepszy sen i mniejszy stres

Psy w lozku

Badania przeprowadzone przez uczonych z Concordia University w Montrealu wykazują, że dzieci i młodzież zasypiające w obecności zwierząt domowych mają wyższą jakość snu oraz są bardziej zrelaksowane. W eksperymencie udział wzięło 188 nastolatków w wieku 11-17 lat.

Niemal 200 nastolatków w przedziale wiekowym 11-17 lat zostało przebadanych pod kątem korzyści spania z domowymi zwierzętami. Wszyscy uczestnicy musieli odpowiedzieć na pytanie czy w domu jest obecne zwierzę oraz opisać w ankiecie swoje zwyczaje związane ze snem. Aby wyniki były bardziej wiarygodne każda osoba prowadziła swój prywatny dziennik, w którym musieli zawierać takie informacje jak: pora kładzenia się spać oraz pobudki, czy budzą się w nocy oraz czy podczas snu towarzyszy im zwierzę. Wyniki okazały się zaskakujące.

Zwierzę jako lek na lęki i stres

Uczestnicy badań byli również wyposażeni w monitor aktywności (coś na kształt opaski Fitbit), który zakładali przez dwa tygodnie, a następnie każdy z nastolatków przez jedną noc był podłączony do aparatury rejestrującej aktywność fal mózgowych, poziom tlenu we krwi, tętno, oddech oraz ruchy oczu i nóg.

Zebrane w ten sposób dane udowodniły, że osoby, które śpią ze swoim pupilem mają wyższą jakość snu oraz są bardziej spokojne i zrelaksowane, niż osoby zasypiające bez psa, kota czy królika. Z badań wynikało również, iż około połowy dzieci i młodzieży śpi w towarzystwie zwierzaka. Naukowcy przeprowadzający to doświadczenie sugerują, że taki stan rzeczy jest spowodowany tym, iż dzieci mogą traktować swojego pupila jako bliskiego przyjaciela, który pozwala im się uspokoić i pozbyć się uczucia stresu czy lęku.

Mimo korzyści płynących ze spania z psem lub kotem, uczeni odradzają takie postępowanie w przypadku noworodków, niemowlaków czy małych dzieci. Jak zaznaczają naukowcy, najmłodsi muszą nauczyć wspólnej interakcji ze zwierzęciem zanim zaczną wspólnie spać.