Ogrody zoologiczne dają dzieciom możliwość ujrzenia na własne oczy wielu gatunków zwierząt oraz zdobycia na ich temat ciekawych informacji. Taka wycieczka, odpowiednio zaplanowana, może nauczyć malucha również szacunku do natury i stać się wspaniałą lekcją przyrody.
Misja ogrodów zoologicznych
ZOO kojarzy się dziś z rodzinnym wypoczynkiem i dobrą zabawą, pamiętaj jednak, że ogrody takie mają sprzyjać też edukacji oraz ochronie rzadkich zwierząt. Prowadzi się w nich specjalistyczne badania, dba o hodowlę wymierających gatunków. Dla wielu osób ZOO jest miejscem wyjątkowym, w którym można z bliska przyjrzeć się zwierzętom z odległych stron świata, oraz miejscem rekreacji, pozwalającym na spędzenie czasu z bliskimi w ciekawy sposób.
Regulamin to podstawa!
Każdy ogród zoologiczny ma swój własny regulamin, którego należy przestrzegać. Jeśli nie chcesz, by wycieczka do ZOO kojarzyła się dziecku z samymi zakazami, wytłumacz mu, dlaczego pewnych rzeczy nie powinno się robić. Niech zrozumie, że każdy przepis jest uzasadniony, a w zoo dobro zwierząt powinno być najważniejsze. Dzięki temu maluch nie tylko będzie czuć się dobrze w trakcie zwiedzania, ale też nauczy się, jak obserwować przyrodę i jednocześnie jej nie szkodzić.
Zwróć też dziecku uwagę, że krzyk płoszy zwierzęta, a karmienie ich ludzkimi przysmakami może mieć poważne konsekwencje. Dzięki temu maluch zrozumie wszystkie zakazy, a to pomoże mu w ich przestrzeganiu podczas późniejszych wizyt w ZOO.
Gdzie warto się wybrać?
W Polsce istnieje wiele ogrodów zoologicznych, w których można spędzić wolny czas w ciekawy sposób. Wielką popularnością cieszy się ZOO we Wrocławiu, znane z nowoczesnego Afrykarium. Opole kusi ciekawymi wybiegami dla małp oraz susłów, z kolei dumą Warszawy jest nowoczesny pawilon pełen rzadkich płazów. W centrum śląskiej aglomeracji czeka Śląski Ogród Zoologiczny, będący trzecim pod względem wielkości obiektem tego typu w Polsce.
Nie chcesz spacerować od wybiegu do wybiegu? Możesz zabrać swoje dziecko do Torunia, gdzie istnieje zoo połączone z ogrodem botanicznym. W tym miejscu możesz oswoić malucha nie tylko ze zwierzętami, ale też nauczyć go szacunku do drzew. A może twoja rodzina woli miejsca, w których zwierzęta nie są ograniczane wybiegami? Jeśli tak, dobrym celem familijnej wyprawy będzie Leśny Park Niespodzianek, na terenie którego możesz spacerować z dzieckiem wśród muflonów, saren i jeleni.
Zadbaj o wygodę
Wybierając się do ZOO pamiętaj, że zwykle ma ono spore rozmiary, a poszczególne wybiegi dzieli duży dystans. Jak przygotować dziecko do takiej wycieczki?
Wygodne buty to podstawa!
Wygodne i przewiewne buty dla dziecka to podstawowa kwestia, o której musisz pamiętać podczas planowania spacerów z maluchem. Wygodne trampki, a w letni dzień sportowe sandałki – oto najlepsze rozwiązanie. Buty muszą być przewiewne, aby stopa dziecka nie pociła się podczas marszu, oraz odpowiednio dobrane. Spacer po ZOO może zająć parę godzin, zatem zbyt ciasne lub za duże buty mogą narazić maluszka na szereg problemów.
Przerwa na rodzinny piknik
Wizyta w ZOO połączona z rodzinnym piknikiem? Jeśli chcesz uniknąć siedzenia w gwarnych barach, w których serwowane są zwykle szybkie przekąski, taka opcja będzie dla ciebie idealnym rozwiązaniem. Owoce, kanapki z sałatą i serem, termos pełen herbaty – oto wymarzony prowiant na rodzinny piknik, który możesz urządzić w zacisznym miejscu, w trakcie zwiedzania ogrodu.
Pierwsze spacery dziecka planuj tak, by móc spokojnie pokonać trasę w jego tempie. Dzięki temu nie zniechęcisz go do chodzenia. Pamiętaj też o wygodnych butach, które mają wpływ na samopoczucie małego wędrowca i jego zdrowie. Szukaj takich miejsc na spacer, w których będzie sporo atrakcji. Dzięki nim twoja pociecha nie tylko przejdzie większy dystans bez marudzenia, ale i przeżyje wspaniałą przygodę.
W Himalajach odkryto dwa gatunki wiewiórek, które żyją na wysokości 4500 m n.p.m. Wełnolot szary (Eupetaurus cinereus), bo o nim mowa waży 2 kg, a charakterystyczny ogon sprawia, że zwierzę osiąga długość nawet 90 cm. To bardzo rzadki gatunek, który jeszcze w latach 90. XX wieku uważano za wymarły.
Obserwacji dokonał Kristofer Helgen, główny naukowiec i dyrektor Australijskiego Muzeum Badawczego. Helgen następnie przeprowadził badania, które okazały się zaskakujące, gdyż wełnolot szary tak naprawdę dzieli się na dwa odrębne gatunki: tybetański wełnolot szary i junnański wełnolot szary. Pierwszy z nich żyje na trójstyku granic Indii, Bhutanu i Tybetu, drugi zaś mieszka tysiące kilometrów na wschód, w południowo-zachodniej chińskiej prowincji Yunnan.
Odkrycie to jest o tyle istotne, ponieważ wełnoloty żyją na wysokości prawie 5000 m n.p.m., a co za tym idzie są trudne do obserwacji i ciężko je zobaczyć w naturalnych warunkach. Naukowcy zdołali jednak ustalić, że osobniki mają ciemne futro i funkcjonują przede wszystkim w nocy.
This week, with @SJGlider and our colleagues from China, we have given scientific names to 2 of the largest species of squirrels that have ever lived– Eupetaurus nivamons and E. tibetensis, which live on the roof of the world. You can read the paper here:https://t.co/ul6hxwK0L2pic.twitter.com/Ceg5aDdiHY
Życie na tak dużej wysokości nie jest łatwe, aczkolwiek wełnoloty są do tego świetnie przystosowane. Szybowanie między skałami i klifami jest możliwe dzięki dodatkowej skórze, która rozciąga się między ich przednimi i tylnymi łapami. Długi, bo nawet pół metrowy puszysty ogon również nie jest bezużyteczny, bowiem ma funkcje steru. Ponadto podczas ulew wiewiórki mogą się pod nim schronić pełniąc tym samym rolę parasola.
Pojawiają się już kolejne przypadki wścieklizny w województwie mazowieckim. Pismo z zaleceniami do kierowników zakładów leczniczych dla zwierząt w powiecie nowodworskim i legionowskim skierował Powiatowy Lekarz Weterynarii w Nowym Dworze Mazowieckim.
Ważne zalecenia
W zaleceniach poinformowano, że konieczne jest zgłaszanie Powiatowemu Lekarzowi Weterynarii w Nowym Dworze Mazowieckich wszystkich podejrzeń wścieklizny.
Dodano, że należy zwracać uwagę na wszystkie ranne i chore zwierzęta dzikie, jakie trafiają do wspomnianych zakładów. Konieczne jest zapisanie danych osób, które je dostarczają.
Zaapelowano także między innymi o informowaniu klientów zakładów leczniczych na temat występowania wścieklizny na Mazowszu. Pracownicy mają przypominać tez o obowiązkowym szczepieniu psów, a także zgłaszaniu pogryzień człowieka przez zwierzę.
Wścieklizna na Mazowszu pojawiła się w połowie stycznia
Jak informuje serwis gazetapowiatowa.pl, pierwszy przypadek wścieklizny na Mazowszu w tym roku potwierdzono 15 stycznia w miejscowości Izabela. Kolejne przypadki pojawiły się pod koniec maja, informował o nich wojewódzki lekarz weterynarii. Dotyczyły powiatu otwockiego i garwolińskiego.
Jak czytamy, obecnie przekroczona została już liczb 20 chorych zwierząt. Mazowiecki Urząd Wojewódzki na początku tego miesiąca przypomniał o obowiązkowych szczepieniach dla psów. Brak zastosowania się do przepisów może oznaczać nałożenie mandatu karnego w wysokości 500 złotych.
„Przypominam, że to bardzo groźna i prawie zawsze śmiertelna choroba”
Jedna z mieszkających w płockim ZOO zebr Hartmanna trafiła do ogrodu w niemieckim Krefeld. To ogier imieniem Turyn.
Dlaczego Turyn musiał opuścić płockie ZOO?
Informując o przenosinach zwierzęcia, ZOO w Płocku poinformowało, że ogier narodził się tam w maju 2019 roku. Niestety nie mógł dalej mieszkać tam, gdzie przyszedł na świat, ponieważ zaczął rywalizować ze swoim ojcem – pisze płockie ZOO na Facebooku.
Podkreślono, że w ogrodach zoologicznych hodowle najczęściej opierają się na jednym tylko ogierze i kilku klaczach. Dlatego też zdecydowano, że czas na przenosiny Turyna.
Wybór padł na niemieckie ZOO Krefeld. Podróż odbyła się w nocy i jak informuje płocka placówka, nie było z nią żadnych problemów. Od 17 czerwca Turyn jest już szczęśliwym mieszkańcem Krefeld.
Zwierzę trafiło na nowo wybudowany wybieg i teraz oczekuje na towarzyszki życia, z którymi stworzy stado i miejmy nadzieję doczeka się potomstwa
– czytamy we wspomnianym wpisie.
Kto decyduje o tym, gdzie trafi dane zwierzę?
Poinformowano również, że rozmnażanie zwierzą i przekazywanie ich między ogrodami zoologicznymi jest typową praktyką na całym świecie. Decyzję na temat docelowego domu dla zwierzęcia podejmuje koordynator danego gatunku. Zajmuje się on dobieraniem zwierza w pary i dba o to, aby nie były spokrewnione:
[…] co pozwala w przyszłości dochować się zdrowego i licznego potomstwa. Może to mało romantyczne i spontaniczne z ludzkiego punktu widzenia, ale skuteczne w ratowaniu ginących gatunków.
Pracownicy płockiego ZOO przypomnieli, że zebra Hartmanna jest zwierzęciem, które występuje na górzystych terenach Namibii, Angoli i RPA na wysokości do 2000 m n.p.m. Jest zwierzęciem towarzyskim, ale samce bronią dostępu do swojego stada.
Kolejne zwierzę, które uciekło z prywatnej hodowli? W Sosnowcu jedna z mieszkanek natrafiła na ulicy w centrum miasta na pytona królewskiego. Sprawą zajęła się Straż Miejska.
Gad został schwytany
Gad został zauważony przez jedną z mieszkanek Sosnowca przy ulicy 3 maja, w okolicach „ślimaka”. Kobieta musiała być przerażona, ale szybko poinformowała Straż Miejską, która zajęła się sprawą.
Do spotkania z pytonem doszło w niedzielę, około południa. Na miejsce został wysłany starszy inspektor Mariusz Tyszkiewicz. Strażnik miejski schwytał mierzącego półtora metra węża, którego możemy podziwiać we wpisie udostępnionym przez prezydenta Sosnowca, Arkadiusza Chęcińskiego.
Sosnowiecka Straż Miejska apeluje, aby pilnować zwierząt. To że panują tropikalne warunki, nie oznacza, że tego typu zwierzęta można pozostawiać bez opieki
– zażartował Chęciński.
Dalej napisał:
Tymczasem słowa uznania za odwagę i odpowiednie podejście dla st. insp. Mariusza Tyszkiewicza, który po zgłoszeniu mieszkanki „zgarnął” pytona królewskiego z okolic ślimaka.
Gdzie żyje pyton królewski?
Pyton królewski jest gatunkiem węża z rodziny pytonów, który naturalnie występuje w Afryce Zachodniej i Środkowej. Spotkać go można między innymi w Senegalu, Sudanie czy Ugandzie. Wąż ten jest bardzo popularny wśród miłośników tego rodzaju zwierząt, także w Polsce.
Długość ciała pytona królewskiego może osiągnąć 180 cm. Waga dochodzi do 2 kilogramów. Pyton żywi się przede wszystkim ptakami i gryzoniami.
Już pond 100 żubrów, głównie pochodzących z Polski, trafiło do Hiszpanii. Zwierzęta te żyją tam pod ochroną, na połowicznej wolności. Eksperci jednak spierają się co do tego, czy żubry powinny być wprowadzane do ekosystemu śródziemnomorskiego.
Gatunek egzotyczny dla Hiszpanii
Ostatnie 18 egzemplarzy gatunku bisontus bonasus trafiło do Hiszpanii w ubiegłym roku. Zwierzęta znalazły się w zagrodzie hodowlanej blisko parku naturalnego w okolicy Jaen w Andaluzjii. Ma on powierzchnię 1000 ha.
Niektórzy naukowcy są zdania, że żubr jest dla środowiska śródziemnomorskiego gatunkiem egzotycznym, ponieważ nigdy nie występował na Półwyspie Iberyjskim. Pojawiają się też jednak opinie, wedle których konieczne jest dbanie o to, aby zagrożony wymarciem największy ssak Europy przetrwał.
„El Pais” informuje, że trwają prace w koordynacji z Uniwersytetem w Oviedo nad apelem o powstrzymanie projektu i przeanalizowanie wpływu, jaki na środowisko może mieć sprowadzanie żubrów. 20 specjalistów odrzuca również plany wypuszczenia zwierząt na wolność.
Zdaniem ekspertów istnieje zagrożenie łańcucha pokarmowego. Żubry niszczą nowy królicze w trakcie przemieszczania się, a zwierzęta te są głównym pożywieniem dla rysia iberyjskiego. Naukowcy uważają również, że obecność żubra negatywnie wpływa na przetrwanie mniejszych od nich gatunków, które żyją w tych samych rezerwatach.
Jak żubrom żyje się w Hiszpanii? Zdania są podzielone
Były dyrektor Programu Ochrony Rysia Iberyjskiego Miguel Angel Simon wskazuje, że warunki panujące w Hiszpanii nie są dobre dla żubrów. W ostatnim czasie mamy tam do czynienia z upałami sięgającymi 40 stopni Celsjusza i brakiem opadów.
Nie wszyscy naukowcy zgadzają się z tymi argumentami. Niektórzy z nich, podobnie jak liczni hodowcy i przedsiębiorcy uważają, że żubr dobrze zaadoptował się w Hiszpanii. Ich zdaniem dzięki oczyszczaniu lasów z zarośli mogą je chronić przed pożarami. Przyczyniają się również do rozwoju ekoturystyki i tworzenia nowych miejsc pracy.
Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (IUCN) ostrzega, że w ciągu najbliższych 30 lat populacja szympansów, bonobo i goryli w Afryce znacząco się zmniejszy. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest globalne ocieplenie, wzrost ludzkiej populacji oraz grabież dzikiej przyrody.
Naukowcy przedstawili zagrożone gatunki oraz określili ich liczebność. Do zagrożonych zwierząt zaliczają goryle górskie (Gorilla beringei beringei), których liczebność na terytorium: Demokratycznej Republiki Konga, Rwandy i Ugandy wynosi 600 osobników. Uczeni podkreślili również, że w rejonie rzeki kongo systematycznie ubywa bonobo (Pan paniscus), znanego również jako szympans karłowaty (do 20 tys. osobników) oraz większość podgatunków szympansa zwyczajnego (ok. 400 tys. osobników).
Szympans zwyczajny krytycznie zagrożony, przyczyną jest nadmierny wzrost ludności
Obserwatorzy alarmują jednak, że najbardziej narażone na wymarcie jest podgatunek szympansa zwyczajnego (Pan troglodytes verus). Liczebność tych osobników w Afryce Zachodniej szacuje się na maksymalnie 65 tys. W tej klasyfikacji są także trzy pozostałe podgatunki goryla. Mowa tu o gorylu zachodnim, gorylu nizinnym oraz wschodnim gorylu nizinnym. W tym ostatnim przypadku liczba tych okazów żyjących na terytorium Demokratycznej Republiki Konga wynosi mniej niż 4 tys.
Wpływ na taki stan rzeczy mają trzy czynniki. Należą do nich: globalne ocieplenie i grabież dzikiej przyrody. Inną przyczyną jest też wyż demograficzny, który na kontynencie afrykańskim jest najwyższy na świecie. To z kolei przekłada się na większą ilość miejsc na uprawy i pod hodowlę, a także więcej surowców, które już dziś są zresztą w ogromnej mierze eksportowane poza kontynent.
Kolejne zwierzęta mogą się znaleźć na liście gatunków zagrożonych wyginięciem. Chodzi o koale żyjące na wschodnim wybrzeżu Australii.
Niemal jedna trzecia koali zginęła przez pożary lasów
Te niepokojące informacje na temat tych zwierząt przekazała minister środowiska Australii Sussan Ley. Już w tej chwili koale są uznawane za gatunek narażony. Liczba zwierząt bardzo mocno spada przede wszystkim przez zmniejszającą się liczbę lasów, a także urbanizację oraz choroby, jakie dotykają koale.
Polska Agencja Prasowa w swojej depeszy poinformowała, że tylko na przestrzeni lat 2019/202 przez pożary lasów zginęła niemal jedna trzecia populacji koali. W stanie Nowa Południowa Walka do 2050 roku ssak ten może wyginąć całkowicie.
Aby temu zapobiec, australijska minister zaapelowała o oznaczenie koali jako gatunku zagrożonego. Decyzję w tej sprawie może podjąć Komitet Naukowy Gatunków Zagrożonych.
Rząd finansuje walkę o przetrwanie koali
Starania o ochronę tego gatunku wiążą się też z potrzebą ogromnych nakładów finansowych. Już teraz, jak poinformowała wspomniana wcześniej minister, rząd ma zamiar zainwestować równowartość 18 milionów dolarów w celu odbudowania ich siedlisk. Pieniądze mają też posłużyć badaniom nad chorobami, które zagrażają tym zwierzętom.
Te nadrzewne ssaki pożywiają się jedynie liśćmi niektórych roślin, wśród których główne miejsce zajmuje eukaliptus. Koala z drzewa schodzi tylko po to, aby przenieść się na inne. To jedyny przedstawiciel rodzaju koala, na dodatek występuje jedynie na wschodzie Australii.
W japońskim Sapporo doszło do niezwykle nietypowego ataku dzikiego zwierzęcia. Niedźwiedź brunatny wdarł się do bazy wojskowej i zaatakował żołnierzy. W starciu ze zwierzęciem ranne zostały cztery osoby.
Atak niedźwiedzia przeraził mieszkańców Sapporo
O sprawie informują zarówno japońskie władze, jak i lokalne media. Atak miał miejsce na japońskiej wyspie Hokkaido, w mieście Sapporo. Zagrożenie było na tyle poważne, że zamknięto niektóre szkoły, odwołano też kilka lotów na miejscowym lotnisku.
Media informując o ataku niedźwiedzia pokazywały też nagrania, na których zarejestrowano niedźwiedzia, który przebiegał przez ulice miasta. Udało mu się ostatecznie wedrzeć przez ogrodzenie bazy Sił Samoobrony Japonii będących siłami zbrojnymi kraju.
Spośród czterech ranionych przez niedźwiedzia osób jedna jest członkiem wspomnianych sił. Główny sekretarz japońskiego rzadu Katsunobo Kato przekazał im wyrazy współczucia.
Nikt nie odniósł większych obrażeń
Na szczęście obrażenia, jakie osoby te odniosły w starciu z dzikim zwierzęciem, nie zagrażają ich życiu. Jeden z mężczyzn ma złamane żebro.
Ostatecznie zwierzę zostało zastrzelone przez myśliwych. Informując o tym w mediach społecznościowych, władze napisały o „zgładzeniu” niedźwiedzia.
Niedźwiedzie brunatne występują zarówno w Azji, jak i Europie Północnej oraz Ameryce Północnej. Nie są zwierzętami zagrożonymi wyginięciem. Ich waga może wynosić nawet 780 kilogramów. Na wolności przeżywają około 30-40 lat, w niewoli nawet do 50. Żywią się głównie rybami takimi jak łososie, a także miodem, ssakami, grzybami czy gryzoniami. Nie pogardzą również ptakiem.
Pod koniec kwietnia w Miejskim Ogrodzie Zoologicznym w Płocku (woj. mazowieckie) na świat przyszły dwie pantery śnieżne. Samcze bliźnięta liczą siedem tygodni i pierwsze tygodnie życia spędziły wyłącznie z matką. Sam gatunek jest objęty Europejskim Programem Hodowli Gatunków Zagrożonych Wyginięciem, gdyż szacuje się, że w naturze żyje zaledwie od 4 tys. do 5 tys. osobników.
O tym niecodziennym wydarzeniu placówka poinformowała w komunikacie opublikowanym 11 czerwca na Facebooku:
„W płockim zoo urodziły się pantery śnieżne – to istne kocie szaleństwo!”.
Samce liczą siedem tygodni i jak poinformowali opiekunowie zwierzęta powoli wychodzą na zewnątrz. Podkreślono również, że pierwszy okres życia młode pantery spędziły w obecności jedynie matki w specjalnie przygotowanym kotniku.
Na świecie znajduje się maksymalnie 5 tys. panter śnieżnych
Płockie zoo w oświadczeniu zwróciło uwagę na wyjątkowość osobników:
„Pantera śnieżna, zwana też irbisem lub lampartem śnieżnym, jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej tajemniczych kotów”.
W tej opinii nie ma krzty przesady, ponieważ pantery śnieżne znajdują się pod nadzorem Europejskiego Programu Hodowli Gatunków Zagrożonych Wyginięciem. Nie jest znana konkretna liczba osobników, aczkolwiek Czerwona Lista IUCN szacuje, że w naturze żyje prawdopodobnie tylko od 4 tys. do 5 tys. osobników.
Pantery śnieżne (Panthera uncia) hoduje w Europie 86 ogrodów zoologicznych. W ciągu ostatniego roku urodziło się jednak zaledwie 18 osobników w 7 placówkach.
Kot norweski leśny to kot nieodłącznie związany z wyprawami Wikingów, mitologią nordycką oraz norweskimi baśniami. Jest dumą Norwegów, którzy nazywają przedstawicieli tej rasy Norsk Skogkatt. Jeden z większych kotów domowych. W swym gibkim, silnym, imponującym ciele pokrytym grubym futrem kryje łagodną duszę zwierzęcia, które po prostu kocha ludzi.
Kot norweski leśny – opis rasy
Norweski leśny – waga i opis ogólny
Kot norweski leśny to duży, muskularny zwierzak o mocnym kośćcu. Jest elegancki i proporcjonalny, ale nie wysmukły. To jedna z większych ras kotów – waga norweskiego leśnego to średnio od 5 do 8 kg w przypadku kotek i od 6 do 10 kg u kocurów. Nogi kota norweskiego są długie i mocne, tylne nieco dłuższe niż przednie. Stopy okrągłe, duże. Ogon – ozdoba norwega – jest długi i puszysty. Tworzy piękną kitę, na którą należy szczególnie uważać podczas szczotkowania, aby nie wyczesać zbyt dużej ilości włosów.
Głowa norwega ma kształt trójkąta równobocznego z długim i prostym profilem. Czoło powinno być lekko zaokrąglone, broda mocna. Uszy są duże i szerokie u nasady, spiczasto zakończone, z „rysimi” pędzelkami. Oczy kota norweskiego są duże i owalne, szeroko otwarte, odrobinę skośne. Tęczówki mogą mieć różne kolory u różnych odmian barwnych.
Norweski leśny – pielęgnacja i umaszczenie
Kot norweski zaliczany jest do kotów półdługowłosych. Gęsty, wełnisty podszerstek przykrywają wodoszczelne włosy okrywowe. Najdłuższe włosy występują wokół szyi i na piersi, tworząc ozdobną kryzę. Wiosną kot norweski silnie linieje, zrzucając zimową warstwę podszerstka, jak również długie włosy okrywowe. Szata letnia, która pojawia się na miejsce zimowej, jest znacznie lżejsza i krótsza. Niekiedy jedyną wskazówką, że mamy do czynienia z kotem długowłosym, jest zawsze bujnie owłosiony ogon!
Kot norweski leśny występuje w licznych odmianach kolorystycznych. Niedopuszczalne są jedynie odmiany point (typu syjamskiego) oraz kolory liliowy, cynamonowy, czekoladowy i płowy. Norwegi mogą za to występować w dwóch unikalnych odmianach, których nie spotkasz u kotów innych ras – są to kolory bursztynowy i jasnobursztynowy. Oba kolory mogą występować w różnych wariacjach – z domieszką białego, w wersji srebrzystej cieniowanej czy szylkretowo-bursztynowej.
Do najczęściej występujących odmian barwnych należą odmiany
tabby (pręgowane)
tabby z białym
kot norweski czarny
norweski leśny biały
norweski leśny rudy
Norweski leśny – długość życia
Średnia długość życia kota norweskiego wynosi 14–16 lat.
Kot norweski leśny – charakter
Kot norweski jest zwierzęciem wesołym, towarzyskim, przyjaznym i ciekawskim. Kocha zabawę, jest także mistrzem wspinaczek, dlatego warto urozmaicić mu domowe otoczenie poprzez postawienie drapaków typu „kocie drzewo” czy montaż półek do wskakiwania i obserwacji. Pamiętaj, aby sprzęty te były solidne i stabilne – norweg to w końcu duży kociak!
Warto zaznaczyć, że koty norweskie dorastają dosyć późno – dojrzałość płciową osiągają później niż koty innych ras, a rosną nawet do 3. roku życia. Charakterologicznie to zresztą również bardzo często „duże dzieci” – ale raczej dzieci grzeczne. Są natomiast śmiałe i bardzo inteligentne. Łatwo adaptują się do nowych warunków. Są też bardzo uczuciowe i pragnące pieszczot oraz uwagi.
Kot norweski leśny bardzo przywiązuje się do domowników, a szczególnie mocno – do jednego wybranego. Zwierzak będzie podążał za swoim ulubionym człowiekiem od pokoju do pokoju, krok w krok. Potrafi być także duszą towarzystwa, jako że jest to rasa bardzo proludzka. Zazwyczaj będzie dostojnie uczestniczył w spotkaniach rodzinnych, spoczywając na fotelu. Chyba że ktoś wyciągnie jego ulubioną zabawkę! Wówczas może przeistoczyć się w prawdziwie leśnego drapieżnika i demona prędkości.
Koty norweskie nie są kotami głośnymi, ale mają bardzo bogaty repertuar melodyjnych miauków i świergotów. Potrafią niczym ptaki wyśpiewać wielowątkową arię, oznajmiając w ten sposób swój aktualny nastrój. Nie musi to być popis hałaśliwy, ale zwykle jest złożony.
Potrafią świetnie dogadywać się z innymi kotami oraz z psami, pod warunkiem właściwego „przedstawienia” sobie zwierząt metodą socjalizacji z izolacją. Są także cudownymi kompanami dzieci, oczywiście tych nauczonych odpowiedniego obchodzenia się z futrzastym ulubieńcem.
Kot norweski leśny – pielęgnacja
Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że kot z tak bogatym podszerstkiem będzie wymagał skomplikowanych zabiegów pielęgnacyjnych, w rzeczywistości jego miękkie, jedwabiste futerko nie sprawia większych problemów. Nie ma szczególnych tendencji do kołtunienia się i filcowania. Wystarczy wyczesać ją dokładnie raz w tygodniu, niekiedy dwa.
Wyjątek stanowi okres linienia, gdy kot intensywnie gubi włosy. Istnieje wówczas ryzyko tworzenia się kul włosowych ze zbitej sierści połykanej przez kota podczas toalety. Warto wówczas do szczotki pudlówki i metalowego grzebienia dołączyć furminator – specjalne zgrzebło do wyczesywania martwego podszerstka. Nie należy używać go jednak częściej niż raz na tydzień (pomiędzy tym dogłębnym szczotkowaniem wystarcza standardowe czesanie). Nie wyczesuj nim również zbyt intensywnie sierści na ogonie. Bujna kita to duma tego kota!
Dieta kota norweskiego powinna być urozmaicona i zaspokajać jego zapotrzebowanie na składniki odżywcze. Dzienna porcja musi być większa niż u przeciętnego kota – zwłaszcza w przypadku dużych kocurów. Najlepiej podzielić ją na możliwie liczne, niezbyt obfite posiłki. Dieta powinna być oparta na karmach wysokomięsnych lub surowym mięsie z suplementami (dieta BARF).
Kot norweski leśny to na ogół zwierzak zdrowy – surowe warunki, w jakich przyszło im żyć przez wieki, wykształciły w nich odporność i wytrzymałość. Istnieje jednak kilka chorób, do których norwegii mogą mieć nieco większe predyspozycje niż inne koty.
Koty pochodzące z hodowli europejskich i amerykańskich mogą być narażone na wystąpienie choroby spichrzeniowej glikogenu typu IV (GSD IV, choroby Andersena). Jest to choroba o podłożu genetycznym. Objawy występują u tych kotów, które wadliwe geny odziedziczyły po obojgu rodzicach. Choroba polega na zaburzeniu szlaku metabolizmu glukozy. Wówczas patologiczny glikogen gromadzi się w komórkach nerwowych, mięśniowych oraz w wątrobie, stopniowo doprowadzając do ich upośledzenia.
Jedyną metodą walki z chorobą jest wykluczanie nosicieli wadliwych genów z dalszej hodowli. Obecnie każdy hodowca norwegów ma obowiązek przeprowadzania u swoich kotów testów genetycznych wykrywających mutację wywołującą GSD IV. Bez takiego testu kocięta nie mogą mieć wydanych rodowodów.
Kot norweski leśny – cena
Kocięta norweskie leśne kosztują średnio od 2000 do 3000 zł. Cena kociaka zależy od renomy hodowli, a także samych rodziców (zdobyte tytuły na wystawach). Nie bez znaczenia może być również konkretna odmiana barwna. Koty z przeznaczeniem do hodowli są bardziej kosztowne niż te „na kolana”, czyli wykastrowane.
Pamiętaj, że na cenę kociaka składa się ogromna praca włożona przez hodowcę w opiekę nad kociętami i ich rodzicami – socjalizacja, pielęgnacja, badania lekarskie, szczepienia, odrobaczanie. Przed zakupem malucha warto dopytać również o wyniki testów genetycznych (chociażby tych wykluczających GSD IV) oraz testów w kierunku FIV i FeLV.
Kot norweski leśny to jedna ze starszych ras kotów i jedna z tych, które zachowały swój pierwotny wygląd. Pływały na łodziach Wikingów, chroniły dobytek przed gryzoniami, były bohaterami mitów, legend i baśni. Dziś kochane za swe piękno oraz cudowny charakter – koty norweskie leśne to wspaniałe zwierzęta dla każdego, kto potrzebuje lojalnego kociego przyjaciela.
Historia i legenda – kot norweski leśny w dawnej Skandynawii
Początki rasy norweskiej toną w mrokach dziejów – nie wiemy, kiedy i jak w północne rejony Europy przybyły koty, choć możemy przypuszczać, że są to potomkowie kotów domowych przywiezionych przez Rzymian.
Rzymskie legiony podróżowały z kotami, które chroniły zapasów jedzenia. W ten sposób kot dotarł m.in. na Wyspy Brytyjskie. Stamtąd w XI wieku koty mogli już zabrać na swe łodzie Wikingowie i zawieźć na swoje ziemie. Ostry klimat wymusił na kotach przystosowanie się do śniegów, mrozów i wiatru. Stąd też najbardziej charakterystyczne cechy fizyczne rasy – pokaźne rozmiary i wyjątkowa okrywa włosowa.
Futro kota norweskiego leśnego jest unikalne. Składa się z dwóch warstw. Pierwszą stanowi gruby, wełnisty podszerstek, który działa jak izolacja termiczna, nieprzepuszczająca także wilgoci. Druga to długie, jedwabiste włosy okrywowe. Niewykluczone, że swój udział w powstaniu kotów długowłosych w Norwegii miały eleganckie koty o długiej, gładkiej sierści przywiezione do Skandynawii przez powracających z Bliskiego Wschodu krzyżowców.
Na statkach Wikingów „norwegi” służyły najprawdopodobniej jako koty okrętowe, chroniące zapasy żywności przed gryzoniami. Ich ogromne talenty łowieckie zostały później docenione również w wiejskich gospodarstwach. Dopiero w XX wieku kot norweski został odkryty przez miłośników kotów, którzy widzieli tak piękne, długowłose koty nie tyle w obejściu, co w domowym cieple czy nawet zdobywające laury podczas międzynarodowych wystaw. Ich amerykański odpowiednik, mainecoon, był już wówczas u szczytu popularności.
Pierwsze towarzystwa miłośników kotów powstały w Norwegii w latach 30. XX w. Niedługo potem rozpoczął się ruch zmierzający do zachowania rasy kotów leśnych jako dobra narodowego. Niestety, jego działania przerwał wybuch wojny, a później, aż do lat 70., dowolnie krzyżowano długowłose koty leśne z krótkowłosymi kotami domowymi. To doprowadziło niemal do wyginięcia rasy.
W 1975 r. powstał klub Norsk Skogkattring, który na nowo rozpoczął proces ratowania rasy. Założenia klubu, czyli zachowanie czystości rasy przy jednoczesnym utrzymaniu szerokiej puli genetycznej, zostały zrealizowane. Koty norweskie leśne zaliczamy dziś w poczet ras naturalnych.
Kot norweski leśny jest istotnym elementem norweskiego dziedzictwa. Wzmianki o „dużych kotach” pojawiają się w niejednej bajce i legendzie skandynawskiej. Chyba najbardziej znanym obrazem przedstawiającym koty w mitologii nordyckiej jest wyobrażenie bogini miłości Frei, podróżującej w rydwanie ciągniętym przez dwa dorodne koty. Wzmianka ta pojawia się wielokrotnie w średniowiecznych opowieściach nordyckich spisanych po raz pierwszy na Islandii przez Snorri Sturlusona (XII/XIII w.), ale sięgających korzeniami jeszcze starszych przekazów.
Innym potężnym kotem, który pojawia się w mitach skandynawskich, jest szary kocur, którego nawet bóg burzy Thor nie mógł podźwignąć z ziemi.
Wśród Wikingów panował zwyczaj obdarowywania kotem panny młodej w dniu ślubu – zapewne dlatego, że koty były towarzyszami bogini miłości, choć dar ten miał niewątpliwie również powody praktyczne, mianowicie ochronę obejścia przed gryzoniami.
Żyjący na przełomie XVI i XVII w. Peder Clausson Friis, Duńczyk, który prawie całe życie spędził w Norwegii, nie tylko przetłumaczył na duński nordyckie opowieści spisane przez Sturlusona, ale także dodał notę, wymieniającą trzy typy rysi żyjących w Norwegii: rysia wilczego, lisiego i kociego. Podejrzewa się, że „ryś koci” to właśnie kot norweski leśny.
W norweskich baśniach koty leśne nazywane były „huldrekat”, co oznaczało „czarodziejskiego kota”. Były postaciami pozytywnymi, pomagały baśniowym bohaterom. Mieszkały w lesie, a ich cechą charakterystyczną były puszyste ogony. W jednej z legend kot pomaga biednemu człowiekowi zdobyć bogactwo będące w posiadaniu trolla. Snując opowieści i konwersując, przetrzymuje stwora do rana. Pierwsze promienie słońca zamieniły trolla w kamień.
Australię zamieszkiwał niegdyś rekordowo duży krokodyl. Zwierzę gatunku Gunggamarandu manuala dorastało do nawet 7 metrów długości. Jeszcze nie tak dawno naukowcy nie mogli dowieść, że przedstawiciele grupy tomistominami (należał do niej wspomniany krokodyl) zamieszkiwali niegdyś ten kontynent.
Krokodyle w Australii
Fauna Australii ulega ciągłym zmianom. W tej chwili mieszkają tam dwa gatunku krokodyli – przypomina serwis national-geographic.pl i dodaje, że w przeszłości było ich zdecydowanie więcej.
Jak czytamy dalej, czaszkę Gunggamarandu manuala naukowcom udało się znaleźć w Queensland już w XIX wieku, jednak nie udawało się rozwiązać zagadki jej pochodzenia. Aż do tej pory.
„Szef rzeki”
Co ciekawe, Gunggamarandu oznacza „szefa rzeki” drugi człon nazwy oznacza „dziury w głowie”, ponieważ na szczycie czaszki zwierzęcia znajdowały się dwa otwory. Nazwę krokodyla utworzono od słów z języka rdzennych mieszkańców tych okolic.
Biorąc pod uwagę, że to właśnie w Australii żyje największy gad świata, znalezisko nie może nas zbytnio dziwić. Krokodyl słonowodny dorasta do ponad 6 metrów długości. Zwierzę może ważyć nawet ponad 1000 kilogramów. Do tej pory udało się też potwierdzić, że Australię w przeszłości zamieszkiwało co najmniej 21 gatunków krokodyli.
„Od dawna myśleliśmy o nowym miejscu dla Znajdek będącym własnością Fundacji. Miejscu, które będziemy mogli tworzyć od początku z myślą o naszych podopiecznych, wolontariuszach i przyjaciołach” – pisze na Facebooku Fundacja Znajdki, która opiekuje się porzuconymi zwierzętami. Potrzebne jest wsparcie jak największej liczby miłośników zwierząt, aby mogły mieszkać w godnych warunkach.
Zwierzaki z szansą na lepszy dom
Fundacja informuje, że znalazła siedlisko z domem oraz zabudowaniami gospodarczymi, które można przekształcić w idealne pomieszczenia dla zwierząt, z uwzględnieniem wszystkich ich indywidualnych potrzeb. To może być piękne miejsce zarówno dla szczeniaczków, chorych zwierząt, jak i tych które mają już „swoje lata”.
„Chcemy zacząć nowy rozdział w życiu Znajdek- boksy bez krat i klatek. Innym Fundacjom się udało, dlatego czerpiąc z ich doświadczeń chcemy działać lepiej”
– zapowiada wspomniana Fundacja.
Tak jak w przypadku wszystkich tego typu inwestycji, nic nie da się zrobić bez pomocy miłośników zwierząt. Potrzebne jest wsparcie finansowe, dzięki któremu uda się zarówno kupić, jak i wyremontować siedlisko.
„Dom jest do zamieszkania od zaraz, natomiast budynki gospodarcze trzeba wyremontować. To ogromne przedsięwzięcie do którego realizacji zapraszamy każdego bo tylko w taki sposób osiągniemy sukces”
– czytamy we wpisie na Facebooku.
Bez pomocy nie da rady
Przypomniano, że od dziesięciu lat Fundacji udało się uratować już setki zwierząt, co powinno być najlepszą rekomendacją działań.
Na koniec wpisu podano informacje dla osób, które chcą wesprzeć Fundację i dać lepsze życie ocalonym przez nią zwierzakom:
Pierwsze miesiące życia czworonogów to bardzo istotny czas, w którym ich opiekunowie powinni przywiązywać szczególną wagę do diety swoich kudłatych pupilków. Jeśli chcemy aby nasz psiak rósł zdrowo i bezpiecznie, należy zapewnić mu odpowiednią dietę dostosowaną między innymi do rasy, stylu życia oraz wieku zwierzęcia. Na rynku znajdziemy duży wybór karmy przeznaczonej specjalnie dla młodych piesków, będących w fazie wzrostu. Taka karma zawiera niezbędną do prawidłowego rozwoju ilość kalorii, bogata jest w pełnowartościowe białko oraz inne składniki odżywcze istotne dla rozwoju psa. Należy mieć na względzie fakt, iż uzębienie młodych osobników oraz ich układ trawienny nie są w pełni rozwinięte, dlatego właśnie należy wybierać karmę przeznaczoną specjalnie dla zwierząt młodych.
Pokarm pyszny i łatwo przyswajalny
Karma dla szczeniąt to też miękkie, a zatem łatwe do pogryzienia kawałki, które zachęcają psiaka do konsumpcji. Ponadto, taka miękka konsystencja psiej karmy dla juniora to najlepszy wybór dla małego i delikatnego psiego żołądka. Dobierając karmę dla psiego juniora należy też zwrócić uwagę na rasę psa: psy małych ras osiągają bowiem docelowy rozmiar dużo szybciej od psów średniej i dużej rasy, stąd też należy zapewnić im zdrową i zbilansowaną dietę od pierwszych dni życia. Z kolei pieski dużych ras, z uwagi na dłuższe osiąganie docelowych rozmiarów, narażone są na nadwagę (zwłaszcza te miejskie), dlatego niezwykle ważna jest kontrola kaloryczności ich posiłków. Odpowiednio dobrana karma przeznaczona dla szczeniąt pozwoli zapewnić optymalną podaż kalorii i utrzymać psa w dobrej kondycji.
W trosce o Twojego psiaka
Karma dla szczeniąt dobrej jakości, poza wysokowartościowym białkiem powinna dostarczać młodemu czworonogowi odpowiednią ilość kwasów tłuszczowych, wapnia, fosforu oraz innych składników odżywczych stymulujących wzrost oraz wpływających na budowę zdrowych i mocnych kości. Wszystkie te składniki znajdują się w specjalnie skomponowanych produktach żywieniowych przeznaczonych dla najmłodszych psów. Warto postawić na produkty wysokiej jakości, które zapewnią Twojemu szczeniakowi zdrowie i energię każdego dnia. Wśród produktów żywieniowych przeznaczonych dla młodych czworonogów dostępna jest też karma dla psów z problemami zdrowotnymi, np. nietolerancją na zboża.
Od początki 2021 roku w Niemczech zanotowano 894 przypadki hantawirusa. Wpływ na wzrost liczby zakażeń mają gryzonie, które mają kontakt z ludźmi. Mowa tu głównie o myszach i nornicach rudych. Służby podkreślają skalę problemu, a sama choroba może przyczynić się do uszkodzenia nerek.
Urząd Zdrowia w Badenii-Wirtembergii ostrzega, że w tym roku istnieje większe ryzyko zakażenia się hantawirusem. Od początku 2021 roku odnotowano 894 przypadki. Dla porównania w całym 2019 roku wirusem zaraziły się 833 osoby. O skali problemu powiedział w środę Wolfgang Reimer, szef kancelarii okręgu administracyjnego:
„Infekcje hantawirusowe występują regularnie w kraju związkowym Badenia-Wirtembergia. Według aktualnych danych, rok 2021 będzie prawdopodobnie silnym rokiem hantawirusowym”.
Hantawirus – źródło występowania i objawy zakażenia
Hantawirusem najszybciej można się zarazić poprzez wdychanie pyłu powstałego z kału nornicy rudej (znanej również jako nornica drzewna). Wirus jest również obecny w ślinie i moczu gryzoni. Z racji źródeł występowania drobnoustroju na zakażenie szczególnie podatni są leśnicy, myśliwi i pracownicy budowlani. Niemieckie służby zaznaczają jednak, że hantawirusem można zarazić się podczas spędzania wolnego czasu w lesie – w schroniskach czy budkach grillowych, gdyż takie miejsca są popularne wśród gryzoni.
Objawy hantawirusa charakteryzują się takimi przypadłościami jak: wysoka gorączka, bóle głowy i ciała, nudnościami lub wymioty. Sam wirus może zaatakować nerki i doprowadzić do ich niewydolności.
Jeże stanowczo zbyt często giną na warszawskich drogach. Jak informuje stołeczny serwis internetowy „Gazety Wyborczej”, jedna z czytelniczek znalazła na ulicy aż sześć jeży, które przegrały wpadły pod koła aut. Sytuacja miała miejsce na wysokości mokotowskich ogródków działkowych na ulicy Sobieskiego.
Ile jeży ginie każdej nocy?
Jak podkreśliła w liście do redakcji, jeże straciły życie na samej jezdni i być może tak tragiczny bilans ma miejsce każdej nocy. Wtedy to właśnie zwierzęta próbują przejść na wschodnią stronę jezdni i z powrotem w poszukiwaniu pokarmu.
Teren, po którym porusza się jeden jeż, to mniej więcej 5 hektarów, gdzie szuka pożywienia
– wyjaśnił w rozmowie z „Wyborczą” Oktawian Szwed z Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Jeżurkowo.
Ponadto, jeże poszukują też partnerów do rozrodu i dlatego tak dużo spacerują.
Dziennikarze rozmawiali o problemie z Urzędem Dzielnicy Mokotów. Rzeczniczka zapewniła, że zainteresuje tym problemem Wydział Ochrony Środowiska. Dowie się o nim również Zarząd Dróg Miejskich i Zarząd Zieleni Miasta stołecznego Warszawy. Sprawa dotyczy wszystkich głównych arterii w stolicy.
Jak rozwiązać problem?
Zdaniem Szweda, rozwiązaniem może być wprowadzenie ograniczeń prędkości lub progów zwalniających. Ekspert uważa, że przy prędkości 30-50 km/h każdy potrafiłby dostrzec zwierzę i pozwolić mu przejść na drugą stronę jezdni. Obecnie na trzypasmowej ulicy Sobieskiego można jeździć z prędkością nawet 70 km/h.
Na pewno nie należy jeży przenosić w inne miejsce. W ten sposób można oddzielić matkę od młodych, poza tym jest to nielegalne – to zwierzęta pod ochroną.
Dramatyczne doniesienia docierają do nas ze Słowacji. Jak podaje Informacyjna Agencja Radiowa, po raz pierwszy od stu lat doszło do śmiertelnego ataku niedźwiedzia na człowieka.
Atak niedźwiedzia na Słowacji
Sytuacja ta miała miejsce w okolicach Liptowskiej Łużnej w Niżnych Tatrach. Informacje jako pierwsza przekazała w tej sprawie słowacka policja.
Po oględzinach zwłok znalezionego przez jednego z mieszkańców 57-letniego mężczyzny nie było wątpliwości, kto przyczynił się do jego śmierci. Wokół zwłok znajdowało się wiele świeżych śladów, które pozostawił niedźwiedź.
Atak najpewniej nastąpił w momencie, gdy mężczyzna spacerował rzadko uczęszczanym szlakiem w Dolinie Bańskiej. Według mediów jest to pierwszy od stu lat atak niedźwiedzia na Słowacji.
Ofiara ataku nie przeżyła
Mężczyzna niestety nie przeżył ataku niedźwiedzia. Sekcja zwłok potwierdziła, że zginął wskutek licznych ran odniesionych po ataku zwierzęcia.
Szefowa wydziału komunikacji Lasów Państwowych na Słowacji poinformowała o ranach, jakie odniósł mężczyzna. Ugryzienia były widoczne na głowie, szyi oraz boku. Onet.pl informuje dodatkowo, że na Słowacji żyje zdecydowanie więcej niedźwiedzi niż w Polsce. Rzadko jednak dochodzi do ataków na ludzi.
Do niecodziennej sytuacji doszło w poniedziałek 14 czerwca na warszawskim Żeraniu. Na znaku drogowym usadowił się rój pszczół, który mógł użądlić pieszych i rowerzystów. Strażnicy miejscy wezwali na miejsce pszczelarza, który uporał się z owadami.
Wydarzenie miało miejsce w ostatni poniedziałek około południa. Ekopatrol otrzymał zgłoszenie dotyczące pszczół, które przysiadły na znaku drogowym niedaleko kościoła znajdującego się przy ul. Modlińskiej w Warszawie. Zdarzenie relacjonuje Straż Miejska:
„Dochodziło południe, gdy strażnicy z Ekopatrolu otrzymali zgłoszenie o roju pszczół, który przysiadł na znaku drogowym nieopodal kościoła przy ulicy Modlińskiej. Funkcjonariusze podjęli interwencję, ponieważ rozdrażnione owady mogą dotkliwie użądlić”.
Na znaku „droga tylko dla rowerów” znalazło się około 2 tys. pszczół. Kontynuuje jeden ze strażników, który przybywał na miejscu zdarzenia:
„Na szczęście owady były spokojne, być może zmęczone przelotem. Wybrały na odpoczynek ciekawe miejsce. Zupełnie jakby zamierzały przesiąść się na rowery”.
W akcji udział wziął pszczelarz, który ubrany w specjalistyczny strój odłowił rój i przewiózł go do pasieki. Zdjęcie pszczół zostało opublikowane na oficjalnym profilu Miasta Stołecznego Warszawy na Facebooku:
„Pszczoły na rowerze! Zmęczony rój postanowił odpocząć na znaku drogowym na Żeraniu. Pszczoły podróżniczki dzięki Ekopatrolowi straży miejskiej zyskały nowy dom, gdzie będą mogły spokojnie produkować miód.” – napisano w poście.
Świetne wieści z Nadleśnictwa Torzym. Po tym, jak przed rokiem do torzymskich lasów powróciły sokoły wędrowne, po raz kolejny udało im się doczekać potomstwa.
Trzy pisklęta sokoła wędrownego
Jak informują Lasy Państwowe, sukces lęgowy ptaków był możliwy dzięki utworzeniu strefy ochronnej wokół drzewa, na którym znajduje się gniazdo. W tym roku wykluły się trzy pisklęta – dwa samce i jedna samiczka. Ptaki zostały już zaobrączkowane.
Pisklęta oznaczono dwiema obrączkami – zieloną, ornitologiczną i niebieską, obserwacyjną. Dzięki temu będzie je można w przyszłości zidentyfikować nawet z większej odległości.
W tym sezonie jest to jedyny lęg tego gatunku na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Zielonej Górze. Zwierzęta powróciły w to miejsce w ubiegłym roku. Wcześniej nie pojawiały się tam od ponad stu lat.
Sukces dzięki pomocy leśników
Niestety gniazdo kruka, w którym się zadomowiły, rozpadło się po sezonie lęgowym. Nadleśnictwo razem z RDOŚ w Gorzowie Wielkopolskim sfinansowało jednak jego odbudowę.
Sokoli samiec pojawił się zaledwie trzy dni po tym, jak platforma została zamontowana. Ptakom miejsce przypadło do gustu i założyły gniazdo, w którym wykluły się w tym roku aż trzy młode sokoły wędrowne. W ubiegłym roku na świat przyszły dwa ptaki tego gatunku.
Ogromne zdziwienie i przerażenie musiało być udziałem lokatorów jednego z mieszkań na warszawskich Szczęśliwicach. W swoim domu odkryli oni… skorpiona!
Skorpiona zauważył pies
Mieszkańcy po tym, jak zauważyli wspomniane zwierzę, wezwali Straż Miejską. Mieli sporo szczęścia, ponieważ pajęczaka spostrzegł ich pies. Czworonóg ostrzegł swoich właścicieli głośnym szczekaniem, które zwróciło ich uwagę.
Cała sytuacja miała miejsce w minioną sobotę, 12 czerwca. Po przyjeździe na miejsce, strażnicy miejscy odłowili zwierzę i przewieźli je do Centrum CITES na terenie ZOO w Warszawie.
Pasażer na gapę?
Okazuje się, że wcześniej lokatorzy byli na wakacjach we Włoszech. Wygląda na to, że zwierzę pojechało z nimi do Polski na gapę. Straż miejska informując o zdarzeniu podkreśliła, że pajęczak miał się dobrze i najwidoczniej nic mu nie zagraża.
Jednym z gatunków tych pajęczaków, jakie mieszkają we Włoszech, jest skorpion włoski i to on mógł przyjechać z turystami do Polski. Na szczęście jednak nie należy on do groźnych gatunków tego zwierzęcia.
Skorpion włoski jest zwierzęciem aktywnym przede wszystkim w nocy i powolnym. Nie jest szczególnie agresywny i raczej rzadko zdarza się, aby ukąsił człowieka. Jego jad jest słaby i porównać go można z jadem pszczoły. Osoby, które przywiozły go z wakacji, mogłyby się jednak poważnie wystraszyć, gdyby zwierzę jednak postanowiło zaatakować w samoobronie. Na szczęście pies spełnił swój obowiązek i ostrzegł właścicieli.
Źródło zdjęcia: Fritz Geller-Grimm via Wikipedia, CC BY-SA 3.0
Jeszcze w tym tygodniu na trasie do Morskiego Oka pojawi się pierwszy fasiąg z napędem hybrydowym. Pojazd przewożący turystów wyposażony jest w silnik elektryczny, którego zadaniem jest wspomożenie koni.
Nieoceniona pomoc dla koni
Wygląda na to, że coś zmienia się na lepsze jeśli chodzi o wycieczki do Morskiego Oka. Każdego roku słyszymy o wycieńczonych koniach, które wiozą popularną trasą turystyczną tych, którzy w górach nie mają najwidoczniej ochoty chodzić pieszo. Jesienią miały miejsce pierwsze testy hybrydowych fasiągów, a teraz jeden z nich będzie pomagał koniom w ich trudnej pracy.
Prezes Przewoźników do Morskiego Oka w rozmowie z Radiem Kraków przyznał, że różnica jest odczuwalna. Silnik elektryczny wspomaga konie w trakcie najtrudniejszych podjazdów, co może się okazać dla zwierząt nieocenioną pomocą. Stanisław Chowaniec zapewnia, że na wóz zabierana będzie taka sama liczba osób.
Wóz hybrydowy do tanich nie należy
Dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego Szymon Ziobrowski poinformował, że pierwszy taki pojazd na stałe pojawi się na trasie z Palenicy Białczańskiej do Morskiego Oka. Konieczne było zaczekanie na wynik badań, aby wóz mógł pracować na drodze.
Koszt jednego hybrydowego fasiąga to aż 140 tysięcy złotych. TPN nie wyklucza, że z czasem pojazdów tego rodzaju pojawi się więcej. Wszystko zależy od tego, jak pierwszy z nich sprawdzi się w trakcie trwającego już sezonu. Pozostaje mieć nadzieję, że jesienią usłyszymy o pozytywnej ocenie tego rozwiązania, a koniom na trasie do Morskiego Oka będzie po prostu lżej.
Za: radiokrakow.pl
Źródło zdjęcia: Andrzej Otrębski via Wikipedia, CC BY-SA 4.0
Wyłączanie światła, kiedy nie jest nam potrzebne ma zbawienny wpływ nie tylko na środowisko, ale jak się okazuje może przysłużyć się populacji lasówek złotawych i drozdów. Taką teorię potwierdzają naukowcy z Muzeum Terenowego w Chicago.
Uczeni swoje spostrzeżenia opierają na statystykach, które przedstawiają, że śmiertelność migrujących lasówek złotawych i drozdów spadła w momencie gdy światła w wysokich budynkach były wyłączone. W nocy, kiedy połowa okien była zaciemniona odnotowano 11 razy mniej zderzeń ptaków podczas migracji wiosennej i 6 razy w czasie migracji jesiennej. O rezultatach badań mówi Benjamin Van Doren z Cornell Lab of Ornithology:
„Nasze badania dostarczają najlepszych dowodów na to, że światła budynków przyciągają migrujące ptaki, często doprowadzając do zderzeń z oknami, a w efekcie śmierci. Te spostrzeżenia były możliwe tylko dzięki ponad 40-letniej pracy”.
Populacja ptaków w Ameryce Północnej spadła o ponad 30%
Dane są alarmujące. Wylicza się, że w ciągu ostatnich 50 lat populacja ptaków w Ameryce Północnej spadła aż o 1/3. Ponadto szacuje się, że w samych Stanach Zjednoczonych w wyniku zderzeń z budynkami co roku ginie od 365 milionów do nawet 988 milionów ptaków. Dodatkowo ptakom zagrażają takie czynniki jak: niekorzystne warunki pogodowe i zanieczyszczenia powietrza.
Przedstawione okoliczności potwierdza opracowany przez badaczy model statystyczny. W analizach uwzględniono następujące uwarunkowania jak: warunki pogodowe, pory roku, migracje poszczególnych gatunków ptaków oraz liczba okien oświetlonych w McCormick Place.
To właśnie oświetlenie przyczyniło się do największej śmiertelności wśród ptaków. W celu ich ratowania władze w Chicago w 1995 roku wprowadziły program Lights Out Chicago, który ma zachęcić właścicieli i zarządców wysokich budynków do wyłączania lub przyciemniania świateł.
Ornitolodzy podkreślają, że ta prosta czynność może uratować wiele ptaków. Szczególnie w okresie kilku dni tzw. wysokiego ryzyka wiosną oraz jesienią, kiedy całe gromady migrują.
Niezwykle smutne i niepokojące wieści docierają do nas z miejscowości Tury w województwie Wielkopolskim. Stado dorosłych koni padło w trakcie pobytu na pastwisku. Sprawą zajmuje się policja.
Dlaczego padło stado koni?
Przyczyna nagłej śmierci zwierząt, które padły 9 czerwca w Wielkopolsce nie jest znana. Poza policjantami, w śledztwo włączą się też naukowcy z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego z Wrocławia.
Łącznie zagadkową śmierć w Wielkopolsce poniosło aż 15 koni. To wielka tragedia dla właścicieli. Powiatowy inspektor weterynarii Radosław Namyślak poinformował, że zwierzęta miały dostęp do wody. Jego zdaniem to właśnie ona mogła być przyczyną śmierci stada koni.
„Nie umieliśmy już tym zwierzętom pomóc”
Informując o zdarzeniu, Ochotnicza Straż Pożarna w Trzęśniewie, która brała udział w akcji, napisała na profilu Facebookowym:
Po dojeździe zabezpieczono miejsce zdarzenia i przeprowadzono rozpoznanie w wyniku którego ustalono, że na pastwisku leży 15 sztuk dorosłych koni większa część z nich była martwa a pozostała część była w stanie agonalnym. Na miejscu jeszcze przed przybyciem straży swoje działania prowadziła już służba weterynarii.
„Gazeta Wyborcza” cytowała strażaków, którzy przybyli na miejsce:
Widok był straszny, nie umieliśmy już tym zwierzętom pomóc.
Wspomniany inspektor weterynarii twierdzi, że woda którą piły zwierzęta mogła być skażona. Przez pastwisko przebiega rów melioracyjny. Odpowiedź na pytanie o zagadkową śmierć zwierząt mają dać wyniki badań i śledztwa.
Projekt nowelizacji ustawy o policji oraz niektórych innych ustaw, których celem jest regulacja statusu zwierząt w służbach mundurowych, został jednogłośnie poparty w sejmowej komisji. „Miarą naszego człowieczeństwa jest stosunek do zwierząt” – powiedział wiceszef MSWiA Błażej Poboży.
Przyjęto też kilka poprawek
W trakcie posiedzenia sejmowej Komisji Administracyjnej i Spraw Wewnętrznych przyjęto również liczne poprawki. Chodzi między innymi kwestię przyznania „emerytury” zwierzętom, które nie pełniły już służby w momencie wejścia w życie głosowanych zmian.
Rozszerzony został również katalog formacji, których zmiany będą dotyczyć. Poza Policją, Państwową Strażą Pożarną, Strażą Graniczną, Służbą Ochrony Państwa, Służbą Więzienną i wojskiem, objęta zmianami zostanie także Straż Marszałkowska.
Zwierzęta wycofane z użycia w danej formacji będą pozostawały na jej stanie. Natomiast pierwszeństwo w powierzeniu opieki będzie miał dotychczasowy opiekun, o ile wyrazi taką wolę
– informował w trakcie posiedzenia wiceszef resortu spraw wewnętrznych i administracji.
Opiekun zwierzęcia otrzymywać ma wyżywienie w naturze dla psa czy konia lub równoważnik w formie ryczałtu z tytułu kosztów wyżywienia swojego podopiecznego. Wypłacany on wówczas będzie co miesiąc z góry.
Porozumienie ponad podziałami
W razie gdyby dotychczasowy opiekun psa lub konia nie chciał dalej się nim zajmować, można je będzie powierzyć innemu funkcjonariuszowi czy pracownikowi formacji. Opiekunem może też zostać były funkcjonariusz znajdujący się na rencie lub emeryturze.
Po pozytywnym zaopiniowaniu projektu nowelizacji pozostało przegłosowanie zmian przez Sejm, Senat i złożenie podpisu przez prezydenta. Wygląda jednak na to, że będzie to tylko formalnością. Wokół projektu udało się zbudować ponadpartyjne porozumienie.
Psy mają instynktowną, naturalną potrzebę gryzienia. Lizanie, żucie i rozszarpywanie wpływają pozytywnie na zdrowie psich szczęk, a przy okazji odstresowują. Nie możesz całkowicie zabronić swojemu psu robić tych rzeczy. Poskutkuje to tylko frustracją i wyżywaniem się na innych, często niedozwolonych przedmiotach. Dlatego też warto zainwestować w gryzaki dla psa, które będą pozwalały mu zaspokoić naturalne potrzeby.
Gryzak dla psa – do czego jest mu potrzebny?
Gryzienie, żucie, rozszarpywanie… to po prostu część psiej natury. Dzięki temu psy stają się bardziej zrelaksowane, odstresowane i wyciszone. Warto zawsze mieć gryzaki dla psa pod ręką. Przydadzą się podczas remontu, przeprowadzki, wizyty obcych ludzi lub po prostu wzburzonych emocji. Oprócz tego, jest to po prostu frajda – i to pożyteczna. W ten sposób pies oczyszcza zęby z osadu i kamienia.
Gryzaki dla szczeniaka
Wczesny okres rozwoju i dojrzewania psa jest szczególnie ważny. W tym czasie, jak i przez całe życie, warto podawać psu gryzaki, które będą zapobiegać osadzaniu się kamienia na jego zębach. Gryzaki dla psa to właściwie wszystkie twarde rzeczy, które zwierzak może żuć. Jednak najlepsze efekty dają zabawki z substancjami czynnymi w składzie, czyli tzw. gryzaki dentystyczne.
Stomatologiczne gryzaki dla szczeniaka to najlepsza metoda dbania o higienę jego jamy ustnej i prawidłowy rozwój zębów. Najważniejszy jest przy tym wybór produktu, który ma klinicznie potwierdzone działanie. Czego szukać w składzie takich zabawek? Przede wszystkim:
polifosforanów;
cynku;
ekstraktów polifenolowych (np. z zielonej herbaty).
Twarde i wytrzymałe zabawki dla psa o właściwościach antybakteryjnych działają kompleksowo. Pozwalają psu pielęgnować nawyk gryzienia i mechanicznie oczyszczają korony zębowe. Natomiast powyższe dodatki uniemożliwiają odkładanie się osadu na zębach. W dalszej perspektywie przeciwdziała to tworzeniu się kamienia.
Naturalne gryzaki dla psa
Alternatywą do specjalistycznych produktów stomatologicznych są naturalne rozwiązania. Gryzaki dla psa naturalnego pochodzenia coraz bardziej zyskują na popularności. Możesz kupować swojemu psu suszone uszy, żwacze, kurze łapki, penisy wołowe. Pamiętaj jednak, że powinny one pochodzić ze sprawdzonych źródeł – z datą pakowania i przydatności do spożycia. Istnieją też inne naturalne gryzaki dla psa – bardzo zdrowe, a nieco mniej oczywiste.
Oto naturalne, bezpieczne i zdrowe gryzaki dla psów:
marchewka lub kalarepa – tak, gryzaki dla psa to wcale nie tylko mięso! Twarde, surowe warzywa są tanie, zdrowe i niskokaloryczna;
poroże jelenia – z serii wyjątkowo mocnych zabawek dla psa. Jest niskokaloryczne i bardzo wytrzymałe, a więc oznacza świetną zabawę przez długi czas. Twarde zabawki to jednak zawsze pewne ryzyko złamania zęba, zadławienia, pojawienia się zaparć lub nawet przebicia przewodu pokarmowego. Można tego uniknąć, jeśli nauczysz swojego psa spokojnego gryzienia od wieku szczenięcego;
korzeń – to kolejny nieoczywisty gryzak dla psa. Korzenie są bezpieczniejsze niż zwykłe patyki ze względu na konstrukcję. Nie odpadają z nich żadne drobne igiełki, przy których istnieje ryzyko przebicia dziąsła. Nie dostarczają też psom żadnych kalorii, co jest dodatkowym atutem dla zwierząt zmagających się z otyłością.
Toksyczne gryzaki dla psów
Niestety, nie wszystkie gryzaki dla psa dostępne w sklepach zoologicznych sprzyjają zdrowiu czworonogów. Niektóre opcje są wręcz toksyczne i niebezpieczne. Mowa tu przede wszystkim o prasowanej skórze. Są to różne atrakcyjnie wyglądające precle, kostki, buciki, patyczki. Pochodzą z garbarni, w których wykorzystuje się wiele toksycznych substancji. Jest to po prostu odpad z produkcji skór i futer.
Tego typu „naturalne” gryzaki dla psa są zwykle wybielane, oddzielane od innych warstw skóry chemią, sztucznie barwione, klejone klejem, konserwowane i maczane w toksycznych substancjach w celu usunięcia z nich sierści. Jeśli będziesz podawać je psu przez dłuższy czas, mogą wywołać raka lub inne poważne choroby.
Wytrzymałe zabawki dla psa – jedyna forma dbania o psią szczękę?
Higiena psiej jamy ustnej jest tematem kompleksowym. Jako troskliwy właściciel powinieneś znać wszystkie potrzeby swojego pupila i je zaspokajać. Pamiętaj, że jama ustna wymaga regularnego i dokładnego oczyszczania. Każdy zwierzak ceni sobie różnorodność. Jednego dnia możesz mu podać dentystyczne gryzaki, drugiego naturalne zabawki, a trzeciego tabletki do żucia. Możesz też wspomóc się szczotkowaniem, specjalnymi chusteczkami oczyszczającymi lub płynem stomatologicznym dodawanym do wody. Gryzaki dla psa są bardzo ważne dla jego zdrowej szczęki, ale też psychiki. To jednak tylko czubek góry lodowej, jaką jest prawidłowa, kompleksowa higiena psiej jamy ustnej. Pamiętaj, żeby wybierać gryzaki dla psów, które pomagają, a nie szkodzą ich zdrowiu.
Dysplazja u psa to nieodwracalne zmiany w stawach, które mogą utrudniać twojemu pupilowi normalne poruszanie się. Jest to jedno z najczęściej spotykanych schorzeń ortopedycznych wśród psów. Wiąże się z ogromnym bólem spowodowanym tym, że poszczególne elementy stawu przestają do siebie pasować. W takiej sytuacji każdy, nawet najmniejszy ruch staje się katorgą. Mówi się, że dysplazja występuje tylko wśród dużych psów – w rzeczywistości jednak małe rasy też są na nią podatne. Wszystko zależy od genetyki i czynników środowiskowych. Czytaj dalej, aby dowiedzieć się, co to jest dysplazja i jak ją leczyć.
Co to jest dysplazja?
Nazwa dysplazja wywodzi się z połączenia dwóch greckich wyrazów – dis i platos, co można dosłownie przetłumaczyć jako nieprawidłowe lub wadliwe ukształtowanie. Nadal niewiele ci to mówi? Zastanawiasz się, co to jest dysplazja? Termin ten obejmuje wiele nieprawidłowości w rozwoju budowy narządów i tkanek. Jest to choroba o charakterze złożonym i wieloskładnikowym.
Dysplazja stawów biodrowych u psów to przesunięcie główki kości udowej do tyłu lub do przodu względem prawidłowego ustawienia w panewce. W efekcie, cały staw staje niestabilny. Wówczas bardzo łatwo o jego zwichnięcie. To z kolei prowadzi do nieodwracalnego zniekształcenia, w efekcie którego rozwija się bolesny i groźny dla zdrowia stan zapalny. Dysplazja u psa najczęściej dotyczy stawu biodrowego, lecz może pojawić się też w stawie łokciowym.
Rodzaje dysplazji stawów u psa
Najczęściej problem ten jest obustronny. Zdarzają się też przypadki jednostronne. Zwyrodnienie lewostronne jest dość częstym schorzeniem wśród labradorów, nowofundlandów, akit i golden retrieverów. Prawa strona ciała jest bardziej podatna na urazy u rottweilerów.
Dysplazja stawów biodrowych u psów dzieli się na kilka rodzajów, w zależności od jej stopnia zaawansowania. W Polsce stosuje się do tego następującą skalę:
A – normalne stawy biodrowe, ewentualnie z lekką nieprawidłowością, która nie wygląda niepokojąco;
B – stawy biodrowe, które wyglądają na podejrzane, może być tu wskazanie do kolejnego badania;
C – lekka dysplazja;
D – umiarkowana dysplazja;
E – ciężka dysplazja.
Dysplazja stawów biodrowych u psów – które rasy są na nią najbardziej narażone?
Dysplazja najczęściej występuje u psów dużych i olbrzymich, takich jak owczarki niemieckie, labradory, dogi niemieckie, nowofundlandy, bernardyny, owczarki kaukaskie. Jest to choroba związana z obciążeniem stawów. Nie oznacza to jednak, że przygarniając małego psa masz pewność, że nie zachoruje. Dysplazja u psów zdarza się też wśród mopsów, buldogów francuskich, spanieli, pekińczyków i pudli.
Fakt, że można wyróżnić rasy najbardziej podatne na zachorowania oznacza, że jest to najczęściej choroba dziedziczna. W zależności od rasy, dysplazja spotyka aż od 2% do 50% psów. Jest to więc bardzo częsta choroba – co nie oznacza, że jest niegroźna. Gdy postępuje, powoduje ogromny ból i duże problemy z poruszaniem się. Czy da się jej jakoś zapobiegać?
Dysplazja u psów – przyczyny powstawania
Jak już wspomnieliśmy, za dysplazję najczęściej odpowiadają geny. Zdarzają się też jednak sytuacje, w których rodzice są całkowicie zdrowi, a szczeniak i tak choruje. Dlaczego tak się dzieje? Dysplazja u psa może być spowodowana kilkoma różnymi czynnikami:
zbyt szybkim wzrostem u młodego szczeniaka;
częstym, intensywnym i nieodpowiednim wysiłkiem fizycznym;
przekarmieniem psa przez właściciela i nieodpowiednią dietą;
zbyt dużą ilością wapnia w jadłospisie.
Nawet połączenie wszystkich tych czynników niekoniecznie musi wywołać dysplazję. Choroba ta występuje wśród psów, które mają do niej wrodzone predyspozycje. Czasem rodzice nie chorują, ale są nosicielami genów wywołujących tę chorobę. Dysplazja u psów może powstać na skutek różnych urazów bioder, np. stłuczenia, złamania lub innego wypadku. Przyczyny pojawiania się tej choroby są skomplikowane i wieloczynnikowe.
Najbardziej skuteczną profilaktyką byłoby wyeliminowanie genetycznych skłonności do choroby. Jest to jednak niezwykle trudne i nie powstrzymałoby wszystkich przypadków. Pamiętaj – jeśli planujesz kupno rasowego psa, udaj się tylko do sprawdzonych źródeł. Dokładnie sprawdź wszystkie dokumenty szczeniaka i upewnij się, że żadne z rodziców nie chorowało na psią dysplazję.
Objawy dysplazji stawu biodrowego u psa
Jak rozpoznać, że to właśnie spotkało twojego czworonożnego pupila? Objawy dysplazji stawu biodrowego u psa są niestety najbardziej widoczne dopiero na późnych etapach choroby. Natomiast to właśnie wczesne rozpoznanie jest najważniejsze w skutecznym leczeniu. Niełatwo wykryć chorobę na początku jej rozwoju.
Zaczyna się od tego, że zwierzak przejawia niechęć do spacerów i zabawy. Może to być szczególnie zauważalne, jeśli wcześniej był aktywny i żywiołowy. Dysplazja u psa przejawia się też trudnością z wchodzeniem po schodach lub wykonywaniem gwałtownych ruchów. Im bardziej zaawansowana choroba, tym bardziej zauważalne objawy – z czasem są one bardzo poważne:
kulawizna kończyn tylnych;
widocznie sztywny chód;
odciążanie nóg podczas biegu – kicanie podobne do króliczego;
ostrożne i powolne zmienianie pozycji – siadanie, kładzenie się, wstawanie, przekręcanie się.
Wszystkie powyższe zachowania wynikają z bólu, który towarzyszy temu schorzeniu. Dysplazja u psa jest poważnym, bolesnym schorzeniem. Dyskomfort, który jej towarzyszy, nasila się podczas każdego wysiłku fizycznego.
Dysplazja – jak można ją wykryć?
Jeśli tylko zauważysz u swojego psa pierwsze objawy dysplazji, koniecznie udaj się na badanie diagnostyczne do weterynarza. Chorobę tę najczęściej diagnozuje się u psów pomiędzy 3 a 6 rokiem życia. Nie oznacza to jednak, że psy młodsze i starsze są na nią uodpornione. Zdarzają się przypadki zachorowań nawet wśród szczeniąt – już w wieku 4-15 miesięcy.
Skontaktuj się z weterynarzem, jak tylko zauważysz obniżoną chęć twojego psa do zabawy lub spacerów. Lekarz oceni jego postawę w pozycji stojącej, sposób chodzenia, kształt miednicy, swobodę poruszania łapami i reakcje na bodźce. Taka obserwacja daje dużo informacji, ale konieczny też będzie szczegółowy wywiad z właścicielem. Dlatego też powinieneś bacznie obserwować zachowanie swojego pupila.
Aby rozpoznać dysplazję u psa, najczęściej konieczne są też specjalistyczne badania ortopedyczne. Lekarz może zlecić wykonanie jednego lub kilku testów, w tym m.in.:
próbę Ortolaniego – jest to próba celowego wywołania podwichnięcia lub zwichnięcia stawu. Przeprowadza się ją na znieczuleniu ogólnym u psów powyżej 4 miesiąca życia. Podczas testu, weterynarz naciska na kończynę i wykonuje ruch odwodzenia. Dysplazja u psa jest podejrzewana, gdy w momencie powrotu stawu na miejsce wyraźnie słychać kliknięcie;
próbę Barlowa – test podobny do powyższego, wykonywany na kończynach ugiętych pod kątem 90 stopni. Lekarz trzyma miednicę jedną ręką, a kość udową drugą. To badanie również polega na wychwyceniu wyczuwalnego przemieszczania się głowy kości udowej poza panewkę stawu biodrowego;
próbę Bardensa – do tego testu zwierzę musi leżeć na boku. Specjaliści zalecają wykonywać ją u psów w wieku przynajmniej 6-8 tygodni. Lekarz ocenia przy tym ruch krętarza większego i na podstawie tej informacji może oszacować stopień zniekształcenia stawu;
zdjęcie rentgenowskie – miarodajne tylko u psów powyżej drugiego roku życia. Na wcześniejszym etapie rozwoju bardzo ciężko w ten sposób jednoznacznie wykluczyć lub potwierdzić dysplazję. Jednakże u starszych psów daje to często pewniejsze wyniki niż powyższe próby.
Leczenie dysplazji stawu biodrowego u psa
Niestety, nie istnieje żadna pewna, sprawdzona forma działania prewencyjnego. Jeśli wiesz, że twój pies może być narażony na dysplazję, najlepiej zadbać o jego prawidłową dietę i aktywność fizyczną. Nie doprowadzaj do otyłości ani niedoboru witamin. Jeśli chodzi o ruch, to nie powinien być on też zbyt intensywny. W wieku szczenięcym najlepiej ograniczyć się do długich, lecz spokojnych spacerów zamiast gwałtownych zabaw. Dorosłe psy również trzeba aktywizować – bardzo korzystny może też okazać się basen.
Leczenie dysplazji u psów przebiega różnie, w zależności od wieku i ogólnego stanu zdrowia czworonożnego pacjenta. Ogólnie rzecz biorąc, dzieli się je na dwie główne metody: farmakologiczną i operacyjną.
Dysplazja u psa – leczenie nieinwazyjne
Zachowawcze leczenie dysplazji u psa daje lepsze efekty na początkowym stadium choroby. Na późniejszych etapach może nie być już zbyt skuteczne. Polega głównie na podawaniu środków przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Leki te w dość zauważalnym stopniu pomagają zahamować rozwój choroby. Na czas farmakologicznego leczenia dysplazji stawu biodrowego u psa lekarz może też przypisać specjalne preparaty wzmacniające układ ruchu.
Suplementy, które wykazują pozytywne działanie na psie stawy, to m.in.:
kwas hialuronowy;
siarczan chondroityny;
glikozaminoglikany;
inne prekursory chrząstki stawowej.
Oprócz leków, ważne jest też twoje postępowanie, dieta i styl życia psa. Zachowanie prawidłowej wagi jest tu bardzo istotne. Duży ciężar ciała mocno obciąża stawy i może znacznie przyspieszyć postęp choroby. Dlatego warto dokładnie przyjrzeć się psiemu jadłospisowi i omówić go z weterynarzem. Po konsultacji może okazać się też, że zajdzie potrzeba zmiany typu lub ilości codziennej aktywności fizycznej twojego psa.
Dysplazja u psa może być spowolniona lub leczona specjalnymi ćwiczeniami korygującymi. Mogą to być zadania, które będziecie regularnie wykonywać w domu, ale też:
fizjoterapia;
akupunktura;
stymulacja elektryczna konkretnych punktów na ciele;
hydroterapia, czyli po prostu pływanie – doskonale aktywizuje mięśnie i stawy bez obciążania ich i pogłębiania schorzenia.
Dysplazja u psa – działanie ostateczne
Gdy na powyższe metody jest już za późno lub nie przynoszą one spodziewanych efektów, trzeba sięgnąć po bardziej inwazyjne metody – operacje. Dysplazja u psa może być leczona chirurgicznie na różnych etapach zaawansowania choroby. Aktualnie istnieje kilka różnych zabiegów, które można wykonać w zależności od wieku psa i stopnia zaawansowania choroby. Mogą być one mniej lub bardziej inwazyjne.
Najczęściej stosowane metody operacyjnego leczenia dysplazji stawu biodrowego u psa to:
młodzieńcze zespolenie spojenia łonowego;
podwójna lub potrójna osteotomia kości miednicy;
osteotomia podkrętarzowa;
przedłużenie szyi kości udowej;
plastyka dogrzbietowa brzegu panewki;
odnerwienie stawów biodrowych;
amputacja głowy i szyi kości udowej;
zamontowanie protezy stawów biodrowych.
Wybór odpowiedniej metody należy oczywiście do doświadczonego lekarza ortopedy. Być może niektóre z nich brzmią strasznie, lecz mogą pomóc twojemu psiakowi szczęśliwie powrócić do zdrowia. W połączeniu z odpowiednią rehabilitacją, umożliwiają mu długie i szczęśliwe życie – choć często z koniecznością dożywotniego leczenia.
Najgroźniejsza jest zignorowana i nieleczona dysplazja u psa. Nierozpoznana, postępująca choroba może prowadzić do ogromnego bólu przy wykonywaniu nawet najmniejszego ruchu. Zwierzę będzie coraz bardziej oszczędzać swoje stawy, co w efekcie może prowadzić nawet do zaniku mięśni.
Dysplazja u psa to poważna choroba ortopedyczna, która może spotkać każdego czworonoga. Niektóre zwierzęta są na nią bardziej podatne niż inne, ale często ciężko jest przewidzieć pojawienie się tego schorzenia. Na szczęście dynamiczny rozwój weterynarii ostatnich lat sprawił, że dostępnych jest wiele różnych metod leczenia dysplazji u psów. Najskuteczniejsze i najmniej problematyczne postępowanie możliwe jest wtedy, gdy szybko rozpoznasz chorobę. Jednakże, jej diagnoza nie jest prosta. Pamiętaj, że dysplazja to nie wyrok!Najczęściej możliwe jest skuteczne leczenie, które zwiększa komfort życia psa.
Dla większości ludzi, łapa psa kojarzy się głównie ze słodkimi poduszeczkami. Ale to nie wszystko! Psie łapy umożliwiają tym zwierzętom łatwe poruszanie się i zdrowy ruch. Wyglądają uroczo, ale są silne i bez problemu utrzymują ciężar ciała zwierzęcia. Są mocne, ale jednocześnie delikatne i podatne na uszkodzenia. Dlatego trzeba poświęcić im szczególną uwagę i dokładnie o nie dbać.
Łapa psa – budowa
Budowa łapy psa umożliwia utrzymanie całego ciała w odpowiedniej postawie i pozwala wykonywać różne skomplikowane ruchy. Poszczególnych kości i mięśnie tworzą wręcz idealny mechanizm. Przednie i tylne łapy psa nieco różnią się od siebie. Oba zestawy mają oczywiście opuszki i pazury. Ich konstrukcja i funkcja wygląda następująco:
opuszki – gruba warstwa łysej skóry na spodzie łapy psa. To właśnie ta część ciała ma bezpośredni kontakt z podłożem, po którym chodzi pies. Musi być więc silna, mocna i odporna na uszkodzenia. Ciąży na niej duża odpowiedzialność za zdrowie i równowagę zwierzęcia. Ze względu na swoją funkcję, jest dość delikatna i podatna na urazy. Zdarzają jej się stany zapalne, pęknięcia i poparzenia;
pazury – nie są wcale podobne do kocich. Nie mogą dowolnie chować się i wysuwać. Przez taką konstrukcję często same się ścierają podczas kontaktu z podłożem. Tępią je asfalt, chodnik, kamienie i piasek. Jeśli spacery nie wystarczają, aby spiłować psie pazurki do pożądanej długości, musisz robić to samodzielnie. Przydadzą ci się do tego specjalne obcinaczki. Ten prosty zabieg jest całkowicie bezbolesny i szybki, lecz niektóre psy mogą się przy nim stresować. Postępuj więc delikatnie, lecz stanowczo, aby nie wzmagać negatywnych uczuć.
Przednia łapa psa – budowa
Przednia łapa psa różni się od tylnej przede wszystkim obecnością piątego palca. Znajdziesz go wyżej niż resztę opuszków. Nie dotyka on ziemi. Po co więc właściwie psy go potrzebują? W końcu nie jest on całkiem bez znaczenia. Ten dodatkowy palec jest bardzo przydatny, gdy zwierzę chce coś przytrzymać – czyli na przykład podczas jedzenia, zabawy lub żucia gryzaka. Z tyłu przedniej łapy znajdziesz też dodatkowy opuszek nadgarstkowy.
Przednie łapy psa nie są w żaden sposób połączone ze szkieletem kostnym. Nogi przymocowane są do łopatek. Te z kolei wiszą na mięśniach i ścięgnach, które łączą je ze strukturą kręgosłupa i żeber. Frontowa łapa psa zbudowana jest z kilku elementów:
łopatki;
kości ramiennej;
kości łokciowej;
kości promieniowej;
kości nadgarstka;
kości śródręcza,;
kości palców;
trzeszczki.
Tylna łapa psa – budowa
Tylne łapy psa również mają dodatkowy opuszek – lecz nie nadgarstkowy, tylko śródstopowy. U niektórych osobników możesz też zauważyć obecność tzw. wilczego pazura. Jest to pozostałość ewolucyjna po dawnych przodkach. Wilczy pazur może występować w pojedynkę lub w połączeniu z palcem. Nie ma on właściwie żadnej praktycznej funkcji; z czasem prawdopodobnie całkiem zaniknie. Badacze i naukowcy twierdzą, że w przeszłości mógł to być dodatkowy palec używany do zapewnienia lepszej równowagi.
Czy konieczne jest usuwanie tego pazura? Niektórzy weterynarze to zalecają, inni odradzają. Jeśli ten dodatek w niczym twojemu psu nie przeszkadza – może pozostać na ciele. U niektórych psów rasowych jest to wręcz pożądany atut.
Aby tylne łapy psa działały prawidłowo, musi być zachowana odpowiednia proporcja pomiędzy długością zadu, kości udowej i podudzia. Wszystkie poniższe elementy muszą ze sobą współgrać:
kość miednicza;
kość udowa;
kość piszczelowa;
kość strzałkowa;
kość stępu;
kości śródstopia;
kości palców stopy;
trzeszczki;
rzepka.
Ślad psiej łapy na ubraniach – jak się ich pozbyć?
Psie łapy są bez wątpienia urocze i przydatne – ciężko jednak o tym pamiętać, gdy brudne i zabłocone pozostawiają plam na meblach, ubraniach i podłodze. Jak uniknąć tego brudu lub szybko się go pozbyć? Najprostszym sposobem jest zakładanie pupilowi psich butów lub skarpetek, które należy ściągnąć po przyjściu do domu. Niestety, psy lubią mieć ich na sobie. Alternatywnym i bardziej czasochłonnym rozwiązaniem jest po prostu każdorazowe mycie lub wycieranie łap po spacerze.
Niestety, nie ma prostego obejścia tego problemu. Jeśli szkoda się już wydarzyła i ślad psiej łapy został odbity na tkaninie lub innym materiale – potrzebne ci będą środki do jego usunięcia. W przypadku zwykłego błota często wystarczy odczekać, aż zastygnie. Potem z łatwością się wykruszy.
Do śmierdzących i uporczywych plam będziesz prawdopodobnie potrzebować specjalnych środków chemicznych. Musisz jednak na nie uważać – ich pozostałości mogą drażnić delikatne psie łapy. Warto wypróbować naturalne środki do czyszczenia, takie jak chociażby soda, ocet lub zwykła para wodna czy też gorąca woda.
Łapy psa zimą – czy potrzebują specjalnej ochrony?
Łapy psa zimą są szczególnie narażone na uszkodzenia. Niesprzyjające warunki atmosferyczne powodują częste podrażnienia, pękania i po prostu marznięcie. Uciążliwie niska temperatura to tutaj nie jedyny problem. Gdy na drogach leżą śnieg i lód, nie da się też uniknąć piasku i soli, którymi posypywane są chodniki. Działają one bardzo drażniąco na delikatne psie łapki.
Wielu właścicieli psów nic sobie z tego nie robi. Buciki lub skarpeteczki zdają im się być zbędną, nienaturalną ozdobą. W niektórych przypadkach mogą być one jednak przydatne. Łapy psa zimą narażone są na różne nieprzyjemności, a taka warstwa ochronna może zapobiec wielu problemom. Jeśli twój psiak odczuwa dyskomfort podczas zimowych spacerów – być może czas zainwestować w takie akcesoria?
Jak troszczyć się o psie łapy?
Jak rozpoznać, że twój pies czuje ból lub dyskomfort związany z łapami? Pierwszym sygnałem alarmowym jest nienaturalne poruszanie się. Łapa psa może być podrażniona, gdy zwierzak zaczyna kuleć i nie pozwala jej dotknąć. Może na ciebie warczeć i piszczeć przy próbach chodzenia. Zauważysz też, że pies namiętnie wylizuje jedno miejsce po powrocie ze spaceru. W bardziej zaawansowanych przypadkach pojawia się też krew, a nawet ropa. Delikatne psie łapy mogą zostać uszkodzone zarówno przez sól i niskie temperatury, jak i rozgrzany beton podczas lata.
Jednym z lepszych sposobów na ochronę psich łap jest właśnie zainwestowanie w odpowiednie buciki lub skarpetki. W ten sposób całkowicie unikniesz kontaktu opuszek z podłożem. Jeśli to rozwiązanie się u ciebie nie sprawdza, możesz spróbować czegoś innego:
po powrocie ze spaceru przemywaj łapy psa letnią wodą. W zimie unikaj wysokiej temperatury wody, aby uniknąć szoku termicznego. W lecie letnia woda też dobrze się sprawdzi – tu również ważne jest, żeby różnica temperatur nie była zbyt skrajna;
nakładaj na opuszki psich łap specjalne preparaty ochronne. W sklepach zoologicznych znajdziesz różne wazeliny, olejki aloesowe i inne produkty. Ich zadaniem jest przede wszystkim łagodzenie powstałych podrażnień. Niektóre działają też prewencyjnie. Zanim zdecydujesz się na kupno takiego środka, skonsultuj się z weterynarzem. Musi być to produkt, który nie zaszkodzi twojemu psu ani nie wywoła u niego alergii.
Nigdy nie ignoruj niepokojących sygnałów. Łapa psa jest podatna na podrażnienia i łatwo na niej o stan zapalny, który może doprowadzić do poważniejszej choroby. Bądź szczególnie czujny, jeśli chodzi o obecność ciał obcych w psich opuszkach. Wbite szkło lub inny ostry przedmiot mogą spowodować poważne zakażenie. Ważne, aby ranę obejrzał lekarz – mogą być konieczne leki przeciwbólowe lub antybiotyk. Łapa psa to skomplikowana konstrukcja, która stanowi podstawę i oparcie dla całego ciała. Gdy cierpi – odbija się to na zdrowiu i samopoczuciu zwierzaka. Delikatne psie łapy często wymagają specjalnej troski. Uważnie obserwuj swojego psa, aby odpowiednio zareagować w momencie dyskomfortu. Nawet drobne otarcia i uszkodzenia łap mogą prowadzić do stanów zapalnych i poważniejszych chorób kończyn. Dlatego tak ważna jest twoja szybka i adekwatna interwencja. Jeśli zainteresujesz się psim zdrowiem, zwierzak odwdzięczy ci się swoim dozgonnym zaufaniem i szczęściem.
Odpowiednia, zrównoważona dieta to podstawa zdrowego, długiego i szczęśliwego życia twojego psa. Warto przy tym pamiętać, że nie oznacza to tylko tej samej karmy i nudnych posiłków. Pies, tak samo jak ludzie, ceni sobie różnorodność. Wybierz przysmaki dla psa, które mu posmakują, a jednocześnie nie zaszkodzą. Smakołyki dla psa mogą być świetnym sposobem na nagradzanie, zdobycie zaufania i urozmaicenie diety. Sprawdź, co możesz w tym celu podawać swojemu psu.
Jaki smakołyk dla psa będzie najlepszy?
Pamiętaj, że smakołyk dla psa powinien mu przede wszystkim smakować. Oczywiście, powinien być też zdrowy, ale nie każ psu jeść niczego na siłę. Oto, jakie przysmaki dla psa możesz podawać:
nieprzetworzone mięso pokrojone w drobne kawałki;
suszone mięso i podroby;
specjalne ciasteczka dla psów z dobrym składem – możesz kupić gotowe lub zrobić je samodzielnie;
przysmaki dla psów na zdrowe zęby – przekąski dentystyczne usuwają kamień i wspierają zdrowie dziąseł;
specjalne smakołyki z dodatkiem suplementów diety – na przykład na mocniejsze kości lub lepszą sierść. Podawaj je tylko po konsultacji z weterynarzem, gdyż nadmiar witamin i minerałów również może być szkodliwy dla psa.
Naturalne przysmaki dla psów
Najbardziej naturalnym i chętnie zjadanym przysmakiem są surowe lub suszone kawałki mięsa. Upewnij się, że zawsze podajesz psu produkty świeże i pozbawione szkodliwych bakterii. Twarda struktura mięsa oczyszcza zęby z osadu i stymuluje ślinianki do pracy. Inne naturalne przysmaki dla psów to:
żwacze wołowe;
kurze nóżki;
przełyki wołowe;
serca, płuca, wątroby;
uszy;
penisy;
żółty ser – w bardzo małych ilościach;
suszone chipsy z marchewki.
Możesz też wykonać smakołyk dla psa samodzielnie. Istnieją liczne przepisy na specjalne babeczki i ciasteczka dla psów. Używaj do tego wyłącznie naturalnych składników, które twój pies toleruje.
Jeśli chodzi o przysmaki do żucia pochodzenia zwierzęcego – pamiętaj, że są one bardzo tłuste. Takie przysmaki dla psa nie są niezdrowe, ale nie podawaj ich w nadmiernych ilościach. Tłuszcz jest psom bardzo potrzebny do utrzymania zdrowego organizmu. Twój pupil potrzebuje go w swojej diecie więcej niż ty. Nie możesz też jednak z tym przesadzić. Duża ilość kalorycznych smakołyków może doprowadzić do nadwagi. To z kolei wiąże się z licznymi problemami zdrowotnymi.
Zanim podasz jakikolwiek smakołyk dla psa, upewnij się, że twój zwierzak nie jest na niego uczulony.
Jakie smakołyki dla szczeniaka?
W młodym wieku najważniejsze, aby szczeniak nauczył się jeść stały pokarm z miski. Najlepiej więc postawić na pełnowartościową karmę, która będzie sprzyjać jego prawidłowemu rozwojowi. Chcesz go czasem nagrodzić i zastanawiasz się, jakie smakołyki dla szczeniaka będą najlepsze? Przede wszystkim powinny być dostosowane do jego potrzeb i możliwości.
Smaczki dla psa młodego muszą być dopasowane wielkością do jego szczęki. Szczeniak nie poradzi sobie z dużym kawałkiem mięsa. Lepiej też nie przyzwyczajać go do tłustych i kalorycznych produktów. Często podawane, zwiększają ryzyko wystąpienia otyłości. Pamiętaj też, że przysmaki dla psa, niezależnie od jego wieku, nie powinny przekraczać 10% jego dziennej dawki pożywienia.
Jak podawać smaczki dla psa?
Jeśli kupujesz gotowe smakołyki dla psa, upewnij się, że ich skład i zdatność spożycia są w porządku. Przeczytaj zalecenia producenta co do częstotliwości i dawki. Pamiętaj też o innych kwestiach:
nie przekraczaj dziennego zapotrzebowania kalorycznego twojego pupila;
wprowadzaj przekąski stopniowo – pamiętaj, że powinny być tylko dodatkiem do zdrowej, zrównoważonej diety. Nie dawaj psu od razu dużych ilości; najpierw sprawdź, czy dany produkt mu smakuje i nie szkodzi;
twój pies powinien zawsze mieć dostęp do czystej wody;
przysmaki dla psa podczas treningu działają najlepiej, gdy zwierzak nie jest najedzony;
smakołyki mają najlepsze działanie szkoleniowe w pierwszym etapie treningu.
Jakie smakołyki dla psa są surowo zakazane?
Pamiętaj, żeby wybierać tylko takie przysmaki dla psów, które nie zagrożą ich zdrowiu. Nie zawsze muszą to być niskokaloryczne produkty bez wysokiej zawartości tłuszczu. Natomiast istnieją pewne produkty, które kategorycznie szkodzą ich zdrowiu. Mogą zwiększyć ryzyko wystąpienia poważnej choroby, zadławienia lub przedziurawienia przewodu pokarmowego. Należą do nich:
czekolada;
winogrona i rodzynki;
czosnek i cebula;
słodycze, szczególnie z ksylitolem;
kawa i herbata;
solone i tłuste pożywienie – podstawowym i poważnym błędem jest podawanie psom resztek ze stołu;
surowe ziemniaki;
ostre przyprawy;
orzechy makadamia;
awokado;
kości zwierzęce po obróbce termicznej.
Uważaj szczególnie na ostatnią pozycję – kości są często uważane za pyszne smaczki dla psa. W rzeczywistości mogą wywoływać zaparcia i zaburzyć pracę jelit. Kości po pieczeniu czy gotowaniu robią się twardsze i mogą skaleczyć drogi pokarmowe. Przysmaki dla psa są nie tylko opcjonalne, lecz nawet wskazane! Jeżeli będziesz podawać smakołyki podczas treningu, pies może szybciej i chętniej się uczyć. Takie postępowanie wzmocni też waszą więź. Odpowiednio dobrane przysmaki dla psów sprzyjają zdrowiu czworonogów. Mogą wzmocnić zęby i cały organizm. Jest to też świetny sposób na urozmaicenie diety. Pamiętaj, aby podawać swojemu zwierzakowi tylko te smaczki, które są dla niego przeznaczone. Zawsze miej na uwadze przede wszystkim jego zdrowie.
Choć kundelki i mieszańce również dają swoim właścicielom wiele radości, rasowe psy z rodowodem są w Polsce coraz bardziej popularne. Ale czy wiesz, co to znaczy „pies z rodowodem”? Nie daj się zwieść pseudohodowcom i oszustom – metryka to nie to samo, co rodowód psa. Naucz się rozróżniać te dwa terminy, aby sprawniej poruszać się w świecie pięknych, majestatycznych, rasowych czworonogów. Każdy właściciel takiego zwierzaka powinien wiedzieć, jak wygląda rodowód psa i jak go wyrobić.
Metryka psa a rodowód psa
Początkowo terminy te mogą się mylić. Metryka to zdecydowanie nie to samo, co rodowód psa. Można porównać ją raczej do ludzkiego aktu urodzenia. Metryka urodzenia psa wydawana jest każdemu szczeniakowi, które przychodzi na świat w dowolnej hodowli zarejestrowanej w Związku Kynologicznym w Polsce, niezależnie od tego, który był on w miocie. Oznacza to, że każdy rasowy pies ją posiada.
Jeśli kupujesz psa z hodowli, musi on mieć metrykę. Jest to najlepszy sposób na rozpoznanie oszustów i naciągaczy. Jeżeli metryka psa nie jest wydana przez hodowcę lub wymaga on za nią dodatkowej opłaty – prawdopodobnie masz do czynienia z pseudohodowcą lub naciągaczem.
Metryka urodzenia psa to dokument zawierający informacje o jego:
rasie;
płci;
imieniu;
przydomku hodowlanym;
dacie urodzenia;
umaszczeniu;
numerze tatuażu lub chipa;
imionach i przydomkach rodziców;
danych hodowcy.
Dokument ten musi być starannie wypełniony i potwierdzony przez Związek Kynologiczny w Polsce. Pozostaje ważny przez całe życie psa i stanowi podstawę do wydania rodowodu.
Pies z rodowodem – co to znaczy?
Rodowód psa to specjalny dokument przygotowany na podstawie metryki przez Związek Kynologiczny w Polsce. Potwierdza on przynależność psa do konkretnej rasy. Zawiera obszerne informacje na temat przodków zwierzęcia, zaczynając od ich osiągnięć wystawowych, badań, po stopień wyszkolenia.
Pies po otrzymaniu rodowodu zostaje wpisany do Polskiej Księgi Rodowodowej. Jest to oficjalny spis psów rasowych, z uwzględnieniem do piątego pokolenia wstecz, prowadzony przez ZKwP. Nazwa ta jest zastrzeżona i tylko związek może jej używać.
Wyrobienie rodowodu nie jest obowiązkowe. Jednakże tylko pies, który go posiada, może brać udział w wystawach. Po otrzymaniu swojego indywidualnego numeru staje się pełnoprawnym psem wystawowym. Może też z czasem zostać rodzicem rasowych szczeniąt, choć do tego potrzebne są dodatkowe uprawnienia hodowlane.
Oczywiście, to wszystko nie jest obowiązkowe. Pies z rodowodem nie musi być rozmnażany ani uczestniczyć w żadnych konkursach i wystawach. Wyrobienie dokumentu jest całkowicie dobrowolne – decyzja ta należy do właściciela, czyli ciebie.
Jak wygląda rodowód psa?
Rodowód psa nie tylko potwierdza przynależność do rasy, ale też opisuje przodków zwierzęcia – przynajmniej trzy pokolenia wstecz. Dokument drukowany jest na firmowym papierze ze specjalnym hologramem. Musi posiadać potwierdzenie prawdziwości w postaci pieczątek i podpisów upoważnionych osób.
Rodowód psa zawsze zawiera następujące informacje:
rasę;
imię psa i jego przydomek hodowlany;
dokładną datę urodzenia;
numer identyfikacyjny, czyli chip bądź tatuaż;
numer rejestracji – można porównać go do ludzkiego numeru PESEL;
dane hodowcy;
dane właściciela psa;
rozbudowane drzewo genealogiczne, sięgające przynajmniej trzech pokoleń wstecz.
Czy każdy rasowy pies musi mieć rodowód?
Teoretycznie nie. Jednak tylko pies z rodowodem ma potwierdzenie, że należy do danej rasy. Psy bez rodowodu lub z rodowodem niepełnym traktuje się jako czworonogi w typie rasy. W rzeczywistości już sama metryka jest potwierdzeniem pochodzenia. Nie uprawnia ona jednak do uczestniczenia w wystawach ani założenia hodowli.
Rasowy pies bez rodowodu?
Jeśli suka z rodowodem i uprawnieniami hodowlanymi rodzi szczenięta, metryki są im wydawane automatycznie. Są to oficjalnie psy rasowe, którym można wyrobić rodowody. Musisz uważać na szczenięta od rodziców rasowych, lecz bez rodowodu. Zwykle oznacza to, że ani ojciec, ani matka nie posiadają uprawnień hodowlanych. Jakie ma to konsekwencje? Nie wiadomo, czy zwierzęta te odpowiadają wzorcowi rasy albo nie cierpią na jakąś chorobę dziedziczną.
Pies z rodowodem daje ci pewność odnośnie wszystkich tych kwestii. Brak metryki oznacza, że nie masz żadnej gwarancji, czy dorosły pies będzie zdrowy i zgodny wyglądem ze standardem rasy. Takiemu psu nie będziesz też w stanie w przyszłości wyrobić rodowodu. Rodowód psa wydawany jest tylko wówczas, gdy można potwierdzić pochodzenie szczeniąt.
Zawsze przed kupnem szczeniaka warto odwiedzić hodowlę, aby sprawdzić warunki panujące w danym miejscu. Nawet legalne miejsca bywają mało profesjonalne. Uważaj też na metryki innych związków niż Związek Kynologiczny w Polsce. To tylko wewnętrzne dokumenty, które nic nie znaczą w świecie kynologicznym.
Rodowód dla psa – jak wyrobić?
Jeśli chcesz wyrobić rodowód psa, musisz udać się do najbliższego oddziału ZKwP i wnieść opłatę członkowską. W ten sposób staniesz się pełnoprawnym członkiem tego związku. Według obowiązującego w Polsce prawa tylko osoby, które należą do tej organizacji, mogą wyrobić ten dokument.
Jak wyrobić rodowód dla psa, jeśli jesteś już członkiem Związku Kynologicznego w Polsce? W takim przypadku musisz złożyć do najbliższej placówki metrykę swojego pupila. Przyda ci się też umowa kupna psa. Zadbaj o to, by ją spisać przy zakupie psa od hodowcy. Powyższe dokumenty zostaną następnie przesłane do Zarządu Głównego, który podejmuje decyzję.
Rodowód psa z informacją o rasie – cena
Na decyzję musisz poczekać kilka tygodni. Proces wyrobienia rodowodu przeważnie trwa około 14 dni. Po tym czasie dokument powinien być już gotowy do odbioru w siedzibie oddziału – tam, gdzie składałeś wniosek. Cena rodowodu psa różni się w zależności od rodzaju tego dokumentu.
Koszt wyrobienia rodowodu ustalany jest przez Zarząd Główny ZKwP. Obecnie stawki prezentują się następująco:
zwykły krajowy rodowód psa – 60 zł;
rodowód ekspresowy – 300 zł;
rodowód eksportowy – 120 zł;
rodowód eksportowy ekspresowy – 300 zł;
nostryfikacja rodowodu – 60 zł;
nostryfikacja ekspresowa – 150 zł.
Jak widzisz, sama cena rodowodu psa nie jest wygórowana. Niestety, nie są to wszystkie koszty, z jakimi musisz się liczyć. W grę wchodzi jeszcze roczna składka i wpisowe związane z członkostwem.
Jeśli marzy ci się pies z rodowodem, musisz przygotować się na liczne koszty. Koszt kupna szczeniaka to tylko początek. Do tego dochodzą też wydatki na karmienie, sprzątanie, szczepienia i opiekę weterynaryjną. Przygotuj się więc na to, że nowy członek rodziny będzie potrzebował twojego czasu i wydanych pieniędzy.
Rodowód psa to nie tylko wstęp do świata wystaw i hodowli dla twojego zwierzaka. Jest to też potwierdzenie przynależności do rasy i braku obciążających zdrowie chorób genetycznych. Pamiętaj, że metryka i rodowód dla psa to nie są jedyne dokumenty, jakie powinien on posiadać. Ważna jest też książeczka zdrowia – dokumentacja szczepień, odrobaczania i leczenia. Pies z rodowodem to w pewnym znaczeniu luksus, na który nie każdy może sobie pozwolić. Nie zapominaj, że zwierzę to nie ozdoba, ale po prostu członek twojej rodziny. Będzie potrzebował specjalnego traktowania – czasu, diety, szkolenia. To wszystko wiąże się z wydatkami.
Choroby skóry nie spotykają tylko ludzi. Łupież u psa jest stosunkowo częstym problemem. Z pozoru nie wiąże się z nim nic groźnego. Jednak w rzeczywistości może być on efektem poważniejszych schorzeń. Jak go rozpoznać i leczyć, żeby nie doprowadzić do żadnych powikłań? Czytaj dalej, aby dowiedzieć się, co robić, gdy pies ma łupież.
Łupież u szczeniaka i psa dorosłego
Co to właściwie jest łupież u psa? Biały proszek lub płaty to nic innego jak martwe, zrogowaciałe komórki naskórka. Jest to stosunkowo częsta dolegliwość, co nie oznacza, że można ją bagatelizować. Wręcz przeciwnie – nie powinna występować przy zdrowej skórze. Jeżeli twój pies ma łupież, oznacza to, że jego skóra łuszczy się bardziej niż powinna. Czasem jest to sytuacja tymczasowa, a czasem – przewlekła.
Wyróżnia się dwa rodzaje łupieżu u psa:
suchy – najczęściej spotykany. Objawia się drobnymi, sypkimi płatkami. Może też powodować swędzenie;
tłusty – rzadziej spotykany, przeważnie towarzyszą mu inne wykwity skórne, zmiany zapalne i uciążliwe swędzenie. Płatki są w tym przypadku większe i tłuste.
Te dwa rodzaje łupieżu u psów mają różne przyczyny, ale są równie nieprzyjemne. Na stan zdrowia skóry i sierści wpływa wiele czynników.
Łupież wędrujący u psów
Szczególną odmianą choroby jest tzw. łupież wędrujący u psów. Jest to dermatoza spowodowana przez roztocza. Jeśli stanowi problem nawracający, może wywoływać zakażenia bakteryjne i poważne choroby, np. ropowicę skóry i sepsę. Łupież wędrujący u psów wywoływany jest przez pasożyta Cheyletiella.
Jest to pajęczak, który może osiągać rozmiary od fragmenta milimetra nawet do 3 cm. Te roztocza są wyjątkowo problematyczne, ponieważ atakują nie tylko psy. Mogą przechodzić również na inne gatunki zwierząt, w tym ludzi. Jeżeli zarazisz się łupieżem wędrującym, pojawi się u ciebie tak zwane grudkowe zapalenie skóry, występujące głównie na ramionach, klatce piersiowej i udach. Skóra zaczyna swędzieć i wydaje się bardziej wrażliwa niż zwykle.
Łupież wędrujący powoduje tworzenie licznych, zauważalnych na skórze łusek. Do objawów towarzyszących należą też świąd, łysienie i strupy. Skąd bierze się ta specyficzna nazwa dolegliwości? W związku z tym, że powodują ją małe pajęczaki – białe łuski mogą się poruszać.
Łupież wędrujący – rozpoznanie i leczenie
Mimo, że jest to nieprzyjemna odmiana łupieżu, na szczęście nie jest szczególnie trudna w rozpoznaniu i leczeniu. Aby zdiagnozować łupież wędrujący, wystarczy obejrzeć białe płatki pod mikroskopem. Roztocza i ich jaja widać wyraźnie. Czasem można nawet zobaczyć je gołym okiem.
Jak zwalczyć łupież wędrujący u psa? Leczenie jest stosunkowo szybkie i proste. Powinno jednak obejmować wszystkie zwierzęta i osoby, które miały styczność z chorym psem, ponieważ roztocza mogą z łatwością się przemieszczać i szybko rozmnażać. Dlatego warto też odkazić legowiska. Leczenie łupieżu wędrującego u psa może być miejscowe lub ogólnoustrojowe. W większości wystarczy dwukrotne podanie leku przepisanego przez lekarza.
Łupież u psa – objawy
Jak rozpoznać, że twój pies ma łupież? Najprościej zwyczajnie go obserwować. Łupież u szczeniaka i psa dorosłego objawia się malutkimi, białymi łuskami lub płatkami, najczęściej w okolicach grzbietu. Są one widoczne na sierści psa – tym gęściej i wyraźniej, im bliżej skóry. Mogą pojawiać się tylko w jednym lub kilku obszarach, ale też równomiernie na całym ciele. Łatwiej zobaczyć go na ciemnej sierści, z którą wyraźnie kontrastuje. Na jasnej i białej też jest zauważalny, po bliższych oględzinach.
Łupież u psa jest niewątpliwie nieestetyczny i uciążliwy – zarówno dla psa, jak i jego właściciela. Zwierzaki, które na niego cierpią, często zostawiają biały osad w całym mieszkaniu. Inne objawy towarzyszące to:
zaczerwieniona skóra;
wykwity skórne;
swędzenie i częste drapanie się;
nieprzyjemny zapach skóry;
sucha skóra lub przeciwnie – widoczny i wyczuwalny łojotok;
zauważalnie pogorszona kondycja sierści;
zwiększona utrata włosów w niektórych miejscach na ciele.
Łupież u psa – przyczyny
Jeżeli twój pies ma łupież, odpowiadać za to może kilka różnych czynników. Czasem stosunkowo łatwo zniwelować problem poprzez zmianę diety bądź pielęgnacji. W innych przypadkach powodów może być kilka i będą wiązały się z koniecznością wprowadzenia specjalistycznego leczenia.
Oto popularne przyczyny łupieżu u psa:
odżywianie – nieprawidłowa dieta to jedna z częstszych przyczyn łupieżu u psa. Mogą to być różne błędy żywieniowe związane ze słabą jakością karmy. Łupież u psa pojawia się wraz z niedoborem aminokwasów, nienasyconych kwasów tłuszczowych, witamin oraz mikro- i makroelementów, szczególnie miedzi. Bardzo szkodliwe mogą być resztki ludzkich dań. Zastanów się, czy nie zmieniłeś ostatnio psiego jadłospisu lub nie kupujesz zbyt słabej jakościowo karmy;
błędy pielęgnacyjne – mogą być zależne od rasy i stanu zdrowia twojego psa. Nie zaleca się zbyt częstego kąpania czworonogów, poza rasami, które tego wymagają. Równie niekorzystne mogą być zbyt rzadkie kąpiele. Psa należy myć wtedy, gdy widocznie tego potrzebuje.
Istotne jest też to, jak myjesz psa. Nie sprawdzą się do tego ludzkie kosmetyki – muszą być to środki przeznaczone dla zwierząt. Nigdy nie używaj zbyt gorącej ani zimnej wody. Szampon powinien zawierać składniki łagodzące i zawsze musisz go dokładnie spłukać. Jeśli łupież u psa został zdiagnozowany u twojego pupila, zapytaj weterynarza o odpowiedni szampon.
Szczotkowanie wykonuj przynajmniej raz w tygodniu; szczególnie, ale nie tylko, w przypadku psów długowłosych. Warto też raz na jakiś czas trymować sierść, aby pozbyć się martwych komórek skóry i włosów. W ten sposób dbasz o prawidłowe ukrwienie i zdrowie skóry;
stres – zjawisko to niesie ze sobą poważne dolegliwości zarówno dla ludzi, jak i zwierząt. W przypadku psów, może być spowodowane nieobecnością właściciela, nowym zwierzęciem w domu, przeprowadzką, chorobą;
schorzenia – w szczególności te powodowane przez pasożyty zewnętrzne, czyli świeżb, chejletieloza, nużyca. Przyczyną łupieżu u psa mogą też być zaburzenia hormonalne. Wiąże się to m.in. z niedoczynnością lub nadczynnością tarczycy oraz cukrzycą. Łupież u psa może być nawet objawem nowotworu;
wiek – wraz z biegiem lat zmienia się metabolizm naskórka, co zwiększa ryzyko powstawania chorób i dolegliwości skórnych, w tym też łupieżu;
alergie – nadwrażliwości w jedzeniu i otoczeniu psa często objawiają się zmianami skórnymi;
atopowe zapalenie skóry – atopia to choroba nieuleczalna, która może objawiać się psim łupieżem. Jeśli zdiagnozowano ją u twojego pupila, bardzo ważna jest odpowiednia higiena, dieta i stosowanie leków;
choroby grzybicze;
zapalenie gruczołów łojowych;
syndrom wątrobowo-skórny;
bakteryjne lub alergiczne zapalenie skóry.
Przyczyną łupieżu u psa bardzo rzadko są uwarunkowania genetyczne. Przeważnie jest to problem nabyty i uleczalny. Jeśli objawy utrzymują się dłużej niż miesiąc, konieczne jest badanie diagnostyczne i profesjonalne leczenie.
Łupież u psa – niepokojące objawy
Objawy towarzyszące łupieżowi, które powinny zwrócić na siebie twoją uwagę to:
apatia;
owrzodzenia;
łysienie;
niepokojące zmiany skórne;
zaburzony apetyt.
Jeśli je zauważysz, koniecznie udaj się do weterynarza. Mogą świadczyć o różnych niepokojących chorobach. Warto wykryć je jak najwcześniej, aby zahamować ich rozwój. Leczenie łupieżu u psa może opierać się na zmianie diety, kąpielach pielęgnacyjnych i leczniczych lub terapii przeciwpasożytniczej. W przypadku poważniejszych chorób weterynarz zaleci dodatkowe postępowanie.
Łupież u psa – leczenie
W pierwszej kolejności warto udać się do weterynarza na oględziny i konsultację. Lekarz pomoże ci ustalić przyczynę łupieżu u psa, od której często zależy metoda leczenia. Warto przy tym wykonać specjalistyczne badania diagnostyczne oraz przyjrzeć się diecie, pielęgnacji i ewentualnym stresorom w życiu psa. W większości przypadków zarówno wstępne badania, jak i leczenie są bezbolesne.
Jak zwalczyć łupież u psa poprzez pielęgnację?
Bez względu na źródło problemu, domowe leczenie łupieżu u psa warto wspomóc odpowiednią pielęgnacją. Oznacza to m.in. kąpiele lecznicze. Musisz w tym celu zainwestować w specjalny szampon przeciwłupieżowy dla psów. Nie używaj produktów dla ludzi, ponieważ mają one inne pH niż to potrzebne psiej skórze. Pamiętaj też, że zbyt częste mycie wysusza naskórek. Leczenie łupieżu u psa warto wspomóc mniej intensywnym ogrzewaniem lub klimatyzacją w domu. Są to czynniki, które mocno wpływają na kondycję skóry.
Dieta a łupież u psa
Jeśli chodzi o dietę, kupuj psu dobrej jakości karmę lub postaw na naturalne odżywianie. Wyeliminuj z psiego jadłospisu wszelkie składniki, które mogą go uczulać lub mu szkodzić. Skonsultuj dietę z weterynarzem – być może twój pies ma alergię, o której do tej pory nie wiedziałeś. Warto też rozważyć suplementację nienasyconymi kwasami tłuszczowymi. Zawarte są one w produktach takich jak:
zimny olej z pestek winogron;
oliwa z oliwek;
olej z łososia.
Proces powrotu do zdrowia może trwać nawet do kilku tygodni. Jeśli po 2 miesiącach nadal nie widać poprawy – koniecznie poinformuj o tym swojego weterynarza. Problem może być poważniejszy, niż się wydawało, a jego źródło nie zostało prawidłowo ustalone. Łupież u psa jest nieestetyczny i nieprzyjemny dla zwierzęcia. Często wiąże się z nim sucha, swędząca skóra. Przyczyny jego występowania mogą być różne. Przeważnie nie ma tu jednak żadnych powodów do obaw. Łupież u szczeniaka i dorosłego psa nie jest niczym niezwykłym ani szczególnie groźnym. Niepokojące jest utrzymywanie się objawów dłużej niż 3-4 tygodnie. Taki stan rzeczy może wskazywać na poważniejszą chorobę skóry, która wymaga specjalistycznego leczenia.